Są ważniejsze sprawy niż szybka integracja

Z profesorem Szkoły Głównej Handlowej Andrzejem Kaźmierczakiem, ekspertem w Kancelarii Prezydenta, rozmawia Łukasz Wilkowicz

Publikacja: 31.01.2010 12:17

[b]Dotychczas wybrani członkowie RPP nowej kadencji mówią, że jej celem powinno być jak najszybsze przyjęcie euro przez Polskę. Czy Pan się z tym zgadza?[/b]

To nie powinno być celem samym w sobie. Moim zdaniem, szybkie wejście do strefy euro w czasie kryzysu oznaczałoby, że pewnych korzyści z integracji nie osiągniemy. Za to dałyby o sobie znać zagrożenia. Koszty integracji byłyby wysokie.

[b]Jakie koszty ma Pan na myśli?[/b]

Chodzi o spadek tempa wzrostu gospodarczego i wzrost bezrobocia spowodowany koniecznością spełnienia kryterium deficytu budżetowego w dość krótkim okresie czasu. To zmusiłoby władze do szybkiego zmniejszenia deficytu, a więc do prowadzenia polityki deflacyjnej. Konieczne byłoby albo podniesienie podatków, albo zmniejszenie wydatków budżetowych.

[b] Czy to znaczy, że nie widzi Pan konieczności zmniejszenia deficytu? [/b]

Ten proces jest moim zdaniem niezbędny. Ale trzeba to robić tak, by nie zaszkodzić wzrostowi PKB. Deficyt musi być mniejszy z bardzo prostego powodu: duża część inwestycji w naszym kraju jest finansowana przez podmioty zagraniczne. Polska musi dbać o to, by utrzymać ich zaufanie. W przeciwnym razie pojawi się kłopot z finansowaniem inwestycji, dodatkowo wzrośnie oprocentowanie emitowanych przez państwo obligacji skarbowych i koszt obsługi długu publicznego. Musimy starać się o to, by nie spotkał nas los Grecji. Ale musimy też mieć na uwadze sytuację w realnej gospodarce. Proszę zauważyć, że bezrobocie systematycznie rośnie. Na koniec grudnia osiągnęło 11,9 proc. Jeszcze w listopadzie 2008 wynosiło 9,1 proc. Moim zdaniem, obniżenie bezrobocia powinno być priorytetem ważniejszym niż wejście do strefy euro.

[b] Czy kwestia kosztów związanych z ograniczaniem deficytu finansów publicznych to jedyny powód, żeby nie śpieszyć się do strefy euro?[/b]

Nie. Ale to jest powód najważniejszy. Z drugiej strony – uważam, że w miarę integracji rynków finansowych korzyści z przystąpienia do unii walutowej będą większe niż koszty. Oczywiście, tak będzie w długim okresie. Trzeba znaleźć optymalny punkt w czasie, by bilans korzyści i kosztów był na trwałe dodatni

[b] Nowi członkowie RPP mówią, że wspólną walutę możemy przyjąć w 2015 r. Jaki termin byłby właściwy Pana zdaniem?[/b]

Myślę, że w 2015 roku możliwe byłoby przystąpienie do mechanizmu kursowego ERM2. Zaś wejście do strefy euro byłoby bardziej realne bliżej 2018 roku. Jest jeszcze inny element. Postępuje proces otwierania się naszej gospodarki i proces integracji krajowych systemów finansowych. To oznacza, że nasze przedsiębiorstwa są wystawione na coraz ostrzejszą walkę konkurencyjną na rynkach międzynarodowych. Gospodarka wolnorynkowa funkcjonuje w Polsce bardzo krótko. Sektor prywatny musi mieć czas, aby nabrać doświadczeń i w pełni dostosować się do bezwzględnych praw mechanizmu rynkowego. Jeśli zbyt szybko zaostrzymy konkurencję, wprowadzając euro, część firm może tego nie przetrwać.

[b]Wahania kursowe uważa Pan za korzystne dla naszych firm?[/b]

Zwolennicy integracji walutowej słusznie zwracają uwagę na koszty ryzyka kursowego czy wymiany walut. Ale te koszty nie są tak duże. Poza tym – jak pokazał ostatni rok – płynny kurs walutowy może być nam bardzo pomocny. Na gruncie badań naukowych nie można postawić tezy, że płynny kurs walutowy prowadzi do zmniejszenia dynamiki handlu zagranicznego. Jego wolumen przecież cały czas rośnie mimo, że główne waluty międzynarodowe mają kursy płynne. Nie demonizowałbym ryzyka kursowego.

[b]Czy nie myśli Pan, że rozwój sytuacji w gospodarce zmusi nas do szybszego wejścia do strefy euro? Przecież jej udział w naszym eksporcie, ale i imporcie, jest już duży i rośnie. Z drugiej strony, duża część kredytów – zarówno firm, jak i osób prywatnych – to kredyty walutowe. [/b]

A więc posiadanie własnej waluty nie jest dla firm przeszkodą w pozyskiwaniu funduszy na rozwój na rynkach zagranicznych. Zadłużenie zagraniczne polskiego sektora prywatnego osiągnęło już 120 mld. euro. Dodatkowo, jeżeli będziemy mieli do czynienia z aprecjacją złotego, a tego właśnie należy się spodziewać w dłuższej perspektywie, to z punktu widzenia podmiotów zadłużonych za granicą jest to korzystne. Nawiasem mówiąc, wszyscy, którzy pytają mnie o euro, jakoś zapominają, że gdy do Polski przyjeżdżają znani amerykańscy ekonomiści, to przestrzegają nas przed szybkim wchodzeniem do strefy euro. A przynajmniej mówią, że euro nie pomoże nam np. w przezwyciężeniu kryzysu.

[b] NBP od lat nie interweniuje na rynku walutowym. Może warto to zmienić i ograniczać ryzyko kursowe?[/b]

Moim zdaniem, ta polityka jest jak najbardziej słuszna. Płynny kurs pozwala na skuteczniejszą kontrolę sytuacji wewnętrznej, a zwłaszcza podaży pieniądza. Pamiętajmy, że interwencje wywołują zmiany podaży pieniądza zupełnie niezależnie od wewnętrznych potrzeb gospodarki. Jeżeli np. chcemy przeciwdziałać deprecjacji, to skupując walutę krajową, zmniejszamy jej podaż, która akurat może być przykładowo potrzebna,, do walki z kryzysem. Wahania kursu są być może dość duże w krótkim okresie. Ale ten rodzaj kursu zawsze równoważy podaż z popytem na waluty obce. W długim horyzoncie , kurs płynny zmierza w kierunku punktu równowagi zewnętrznej zbliżonej do parytetu siły nabywczej. Tej cechy nie ma kurs stały, który dość szybko dezaktualizuje się. Nasila się długotrwałą, jednokierunkową spekulację na zmianę nierealnego kursu oficjalnego. To jeszcze bardzie pogłębia chaos na rynku walutowym. W przypadku płynnego kursu walutowego nie ma ryzyka długotrwałej jednostronnej spekulacji gdyż jest ona bardziej ryzykowna.

[b] Czy myśli Pan, że obecny cel inflacyjny – wzrost cen na poziomie 2,5 proc. – jest właściwy?[/b]

Myślę, że stabilizacja cen powinna być najważniejszym celem gospodarki. Teoria ekonomii mówi, że w długim okresie warunkiem optymalnego wzrostu gospodarczego jest właśnie niska inflacja. Bez tego wysoki zrównoważony wzrost PKB nie jest możliwy. W krótkim okresie można ożywiać gospodarkę kosztem przyśpieszenia inflacji, ale docelowo kluczowa jest stabilność cen. Zwracam też uwagę, że polityka pieniężna może i powinna uwzględniać zmiany w sferze realnej, jeśli chodzi np. o zatrudnienie. Osobiście za bardzo ciekawą koncepcję uważam cel polityki pieniężnej w postaci nominalnego wzrostu PKB – czyli realnego PKB i inflacji. Ale to raczej jeszcze przedmiot badań teoretycznych.

[b] Jaka w takim razie powinna być wysokość celu RPP?[/b]

Kwestią do dyskusji jest to, czy cel powinien wynosić 1,5 proc. czy może 5 proc. Uważam, że inflacja do 5 proc. nie jest być może zjawiskiem, które groziłoby destabilizacją systemu finansowego i utratą zaufania do pieniądza. Ale nie możemy wyskakiwać przed orkiestrę. Jeśli dążymy do strefy euro i tam jest określony cel na poziomie nie więcej niż 2 proc., to musimy się dostosować – zarówno jeśli chodzi o cel, jak i o instrumenty polityki pieniężnej.

[b] Czy w krótszej albo dłuższej perspektywie widzi Pan ryzyko wzrostu inflacji?[/b]

W dłuższej – tak. Poważnym zagrożeniem jest sytuacja energetyczna Polski. To dotyczy całego świata, ale nasz kraj jest w szczególnie niekorzystnej sytuacji jeżeli chodzi o nośniki energii. Ta niekorzystna sytuacja importera surowców energetycznych będzie sprzyjać wzrostowi cen. I te przyrosty będą znaczące, choć one mogą nastąpić później niż – powiedzmy – za rok czy dwa lata. [b] A jaka może być ich skala?[/b]

Myślę, że cena energii elektrycznej może wzrosnąć nawet czterokrotnie. A pamiętajmy, że energia już w tej chwili jest bardzo istotnym czynnikiem kosztów firm produkcyjnych. Ważniejszym niż płace.

[b] Jeśli chodzi o krótką perspektywę, to wśród ekonomistów panuje duża zgodność, że inflacja będzie spadać. [/b]

Zgadzam się. O ile nie dojdzie do dalszego wzrostu cen żywności, a tu są pewne niepokojące symptomy. Nie wiadomo, jakie będą konsekwencje mroźnej zimy, również dla cen energii. [b] Gdyby inflacja wzrosła właśnie z powodu droższej żywności czy energii, czyli czynników podażowych, które pozostają poza zasięgiem działania banku centralnego, to czy należałoby wówczas podnosić stopy procentowe?[/b]

Gdyby przyrost inflacji był znaczący, inflacja przekroczyłaby 4 proc., to bank centralny powinien zareagować. Wprawdzie być może nie zahamowałoby to wzrostu tych cen i podwyżka stóp miałaby negatywny wpływ na realną sferę gospodarki, ale RPP wpłynęłaby na oczekiwania inflacyjne. Bank centralny powinien dać sygnał rynkowi finansowemu, że zamierza zdecydowanie walczyć z inflacją. Jeżeli rynek dostrzega wolę banku centralnego walki z inflacji, to wpływa to uspokajająco na funkcjonowanie systemu bankowego i rynku kapitałowego w gospodarce. Bank centralny powinien gasić tak zwane oczekiwania inflacyjne. Wysokie oczekiwania inflacyjne rynku mogą bowiem przekształcić się w rzeczywistą inflację.

[b]Kiedy te podwyżki powinny nastąpić?[/b]

One na pewno nie powinny być pochopne. Mogą nastąpić dopiero wtedy, gdy RPP uzna, że negatywne zmiany mają trwały charakter. Element upewnienia się co do struktury inflacji jest bardzo ważny.

[b] Jakie tempo wzrostu gospodarczego uważa Pan za optymalne dla naszej gospodarki. Optymalne, czyli wysokie, ale jednocześnie nie powodujące np. nadmiernego wzrostu płac?[/b]

Dla mnie punktem odniesienia jest poziom PKB krajów „starej Unii Europejskiej”. W długiej perspektywie musimy starać się z nimi zrównać. Powinniśmy prowadzić taką politykę gospodarczą, która powinna owocować wzrostem nie mniejszym niż 4,5 proc. Badania pokazują, że ten poziom pozwala zmniejszyć deficyt budżetowy i zahamować bezrobocie. To ostatnie uważam za najważniejsze wyzwanie polityki gospodarczej. Niższy wzrost oznaczałby utrwalenie istniejących różnic w poziomie rozwoju między Polską a „starą Unią”.

[b]Jeśli chodzi o prognozy wzrostu PKB w 2010 r. mamy teraz falę optymizmu. Jakiego tempa rozwoju Pan się spodziewa?[/b]

Są symptomy przezwyciężania kryzysu, ale nie jestem optymistą, by spodziewać się 3-proc. wzrostu. Wychodzenie z kryzysu będzie procesem długotrwałym. Dla mnie kluczowa jest postawa przedsiębiorstw w odniesieniu do inwestycji, a te nie rosną. Przedsiębiorcy zajęli postawę wyczekującą gdyż nie dostrzegają wyraźnego wzrostu popytu globalnego polskiego społeczeństwa.. Miarą optymizmu jest też skłonność banków do finansowania przedsiębiorstw. A tu nie ma pozytywnych sygnałów. Kredyty dla przedsiębiorstw w roku ubiegłym skurczyły się w stosunku do roku 2008. Utrzymuje się awersja banków do ryzyka.

[b] Jaki więc będzie wzrost PKB w tym roku?[/b]

Myślę, że może to być nawet poniżej 2 proc. W planie budżetowym na rok bieżący realistycznie przyjęto wzrost PKB na poziomie 1,2 proc.

[b]Dotychczas wybrani członkowie RPP nowej kadencji mówią, że jej celem powinno być jak najszybsze przyjęcie euro przez Polskę. Czy Pan się z tym zgadza?[/b]

To nie powinno być celem samym w sobie. Moim zdaniem, szybkie wejście do strefy euro w czasie kryzysu oznaczałoby, że pewnych korzyści z integracji nie osiągniemy. Za to dałyby o sobie znać zagrożenia. Koszty integracji byłyby wysokie.

Pozostało 96% artykułu
Dane gospodarcze
Inflacja w listopadzie jednak wyższa. GUS zrewidował dane
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Dane gospodarcze
Małe chwile radości dla kredytobiorców walutowych. Stopy procentowe w dół
Dane gospodarcze
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Dane gospodarcze
Dług publiczny Polski pobił kolejny rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Dane gospodarcze
Kolejni członkowie RPP mówią w sprawie stóp procentowych inaczej niż Glapiński