Między najlepiej płacącymi branżami a tymi, w których zarabia się najgorzej, różnica przeciętnych zarobków wynosi 350 proc. Te pierwsze, jak wynika z danych GUS, to firmy informatyczne (średnia ok. 6 tys. zł). Najniższe przeciętne wynagrodzenie oferują zaś firmy produkujące odzież i wyroby futrzarskie (1,7 tys.) oraz zajmujące się wyprawianiem skór (1,8 tys.).
Ekonomiści prognozują, że w tym roku nie ma już szans na zmniejszenie tych różnic, ponieważ wzrost płac wyhamowuje. – Firmy nie będą już tak chętnie szukały nowych pracowników i podnosiły im wynagrodzeń – mówi prof. Maria Drozdowicz-Bieć z SGH. Jej zdaniem, choć część firm wciąż poszukuje wysokiej klasy specjalistów (np. spawaczy), ich rekrutacja nie jest już tak pilna. Firmy mają bowiem mniejsze zamówienia.
Przedsiębiorcy, pytani przez „Rz” o perspektywy tegorocznych podwyżek, są ostrożni. Ich zdaniem większość pracowników może się spodziewać co najwyżej wyrównania inflacji. – U nas wynagrodzenia wzrosły o 7 – 8 proc. i tak już zostanie do końca roku – mówi Marek Gutowski, prezes Mostostalu Kielce.
Podobnie uważa Krzysztof Madelski, prezes poznańskiej jubilerskiej firmy Yes. – Pracownicy dostali 8 proc. podwyżki. Przychody firmy nie rosną tak szybko jak w ubiegłym roku, więc pewnie będziemy dbać, by płace realnie nie traciły.
Eksperci badający rynek wynagrodzeń twierdzą jednak, że są branże, w których wciąż brakuje pracowników – i tam płace będą rosły szybciej. Ich zdaniem to bankowość i finanse, IT, logistyka i spedycja, a także górnictwo oraz budownictwo. – W logistyce i spedycji w ostatnich latach wielu pracowników wybrało emigrację. Firmy muszą się więc dostosować do oczekiwań rynkowych – wyjaśnia Krzysztof Katolo z firmy HRK Partners. A krajowi pracodawcy wciąż konkurują o pracowników z zagranicznymi firmami, które nadal chętnie zatrudniają Polaków u siebie.