Zagranica przestała kupować nasze towary, firmy narzekają na brak zamówień, mocno ograniczają produkcję i zwalniają ludzi. Utrata pracy lub obawa przed zwolnieniem sprawiają, że w Polakach rośnie strach przed zakupami.
– Jeszcze parę miesięcy temu nikt z nas nie przypuszczał, że te zjawiska będą tak silne – przyznaje Michał Dybuła z BNP Paribas. – Teraz obserwujemy, jak głębokie okażą się problemy firm, zwłaszcza dotyczące finansowania.
Niepewność powoduje, że ekonomiści dość ostrożnie prognozują przyszłość, a po każdej negatywnej informacji z rynku weryfikują swe szacunki w dół. – Zagrożeń ciągle jest więcej niż optymistycznych sygnałów – ostrzega Maciej Reluga z BZ WBK. – Dane płynące ze strefy euro i USA świadczą o tym, że tamtejsza gospodarka raczej w najbliższych miesiącach się nie podniesie i kraje nie wyjdą jeszcze z recesji. U nas z kolei spadek inwestycji może być głębszy niż prognozowane 2 proc. Także konsumpcja może spaść bardziej niż do 3 proc.
Ekonomiści nie kryją, że jak dotąd większość danych zaskakuje ich negatywnie. – Nie sądziliśmy, że tak ostro wyhamuje import – wyjaśnia Ryszard Petru z SGH. – Przy tak słabym złotym sprowadzanie wielu towarów z zagranicy przestało się opłacać.
Mocno spadł też eksport. Reluga prognozuje, że w całym pierwszym kwartale do -23,8 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem. Nagle stanęły też inwestycje. – Bariera popytu, nadwyżka mocy produkcyjnych i brak finansowania zmusiły firmy do podjęcia drastycznych kroków – mówi Jacek Wiśniewski z Raiffeisen Banku. – Tak naprawdę jednak moim zdaniem największe kłopoty dopiero przed nami, uwidocznią się one z całą mocą w drugiej połowie roku.