Nowa danina: miała być solidarność, ale głównie są kontrowersje

W rządzie rozpoczęły się prace nad koncepcją daniny solidarnościowej mającej zapewnić wsparcie dla dorosłych niepełnosprawnych – poinformował w poniedziałek resort finansów.

Aktualizacja: 24.04.2018 14:52 Publikacja: 23.04.2018 21:00

Nowa danina: miała być solidarność, ale głównie są kontrowersje

Foto: Adobe Stock

Ministerstwo Finansów, Ministerstwo Rodziny i Pracy i inne instytucje rządowe pracują już nad zapowiedzianą przez premiera daniną solidarnościową. Wpływy z niej mają tworzyć specjalny fundusz wsparcia dorosłych osób niepełnosprawnych.

Zapłacić mają bogaci

Minister finansów Teresa Czerwińska dodała, że trwa analiza i prace koncepcyjne, a przygotowane rozwiązanie zostanie przedstawione za mniej więcej dwa tygodnie. Więcej informacji, np. ile nowa danina miałaby wynosić i kto miałby ją płacić, nie podała. A to kwestie kluczowe, by móc oszacować skalę wzrostu podatkowych obciążeń Polaków. Wiadomo jedynie, że koszty spełnienia postulatów protestujących w Sejmie rodziców osób niepełnosprawnych sięgają według różnych szacunków od 0,6 mld zł do nawet 5,2 mld zł rocznie. 

Premier Mateusz Morawiecki mówił, że daninę ma płacić ok. 0,5 proc. najlepiej zarabiających. Choć nie sprecyzował, o kogo dokładnie chodzi, według ekonomistów premier mógł mieć na myśli głównie osoby pracujące. Według danych GUS w sumie w firmach i w sferze budżetowej pracuje (dane z III kw. 2017 r.) ok. 9,2 mln Polaków, 0,5 proc. z tej grupy to 46 tys. osób. Ich miesięczne zarobki brutto szacunkowo przekraczają 25 tys. zł miesięcznie (dla porównania, w drugiej grupie podatkowej, o dochodach netto powyżej 7,1 tys. na miesiąc, mieści się ok. 740 tys. osób).

Gdyby tylko ta wąska grupa miała się składać na fundusz solidarnościowy, jej obciążenia podatkowe wzrosłyby bardzo mocno. O ile, nie wiadomo dokładnie, bo nie ma nawet założeń do projektowanej daniny. Z wyliczeń „Rzeczpospolitej" wynika, że w przeliczeniu na jedną osobę danina mogłaby wynosić od 13 tys. zł rocznie, czyli około 1,1 tys. zł miesięcznie, aż do... 113 tys. zł rocznie (9,4 tys. miesięcznie), co wydaje się poziomem absurdalnie wysokim.

– Ale trzeba zwrócić uwagę, że nad najlepiej zarabiającymi wisi już widmo zniesienia limitu składek ZUS od ich zarobków w 2019 r., które spowoduje ogromne zwiększenie kosztów pracy tych osób – zaznacza Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Pracodawców RP. Zniesienie limitu (co oznacza konieczność płacenia składek do ZUS nawet po przekroczeniu 2,5-krotności przeciętnego wynagrodzenia) to obciążenie na ok. 5 mld zł, a dotknie ok. 350 tys. osób.

– Poza tym i tak państwo dokręca śrubę osobom o wyższych dochodach z pracy – wtóruje Aleksander Łaszek, główny ekonomista Fundacji FOR. – Zlikwidowana została dla nich kwota wolna, skala podatkowa jest zamrożona, coraz więcej osób wpada więc w II próg i zaczyna płacić 32 proc. PIT – wyjaśnia.

Zamknąć luki

Danina solidarnościowa nałożona na dochody z pracy etatowej nie wzbudza więc entuzjazmu ekspertów, choć wszyscy się zgadzają, że sytuacja osób niepełnosprawnych niezdolnych do pracy wymaga wsparcia. Gdzie w takim razie rząd mógłby sięgnąć, by znaleźć odpowiednie fundusze?

Tomasz Lasocki z Katedry Ubezpieczeń na Uniwersytecie Warszawskim zaznacza, że jeśli nowa danina ma pochodzić od naprawdę najzamożniejszych, to poza zarobkami należałoby opodatkować także posiadane majątki. – Ale nasz system podatkowy nie jest jeszcze na to gotowy i na pewno takiego systemu minister finansów nie zaprojektuje w ciągu 14 dni – podkreśla.

– Opodatkowanie majątku to najmniej prawdopodobny wariant, na jaki może się zdecydować rząd – ripostuje jednak Hubert Cichoń, radca prawny z Enodo Advisors. – Najbardziej prawdopodobne jest wprowadzenie trzeciego progu podatkowego dla zatrudnionych na etatach, np. w wysokości 40 proc. Jest to jednak najmniej rozsądne rozwiązanie; nałożenie tych obciążeń to ogromna presja na te osoby, by przejść na działalność gospodarczą, gdzie nie trzeba płacić tak wysokich danin – dodaje.

– Danina solidarnościowa jako przymusowa zrzutka od najbogatszych dla osób potrzebujących jest bez sensu – uważa prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. – Zamiast tego rząd powinien pomyśleć nad rozwiązaniem długofalowym zwiększającym progresywność systemu podatków dochodowych. Bo dziś mamy dziurawy system, w efekcie osoby zamożne płacą relatywnie niższe daniny niż te biedniejsze – wyjaśnia.

A może bez podatku

Najlepiej byłoby jednak, zdaniem wielu ekonomistów, gdyby obeszło się w ogóle bez nowych podatków. – Biznes płaci już nowe podatki od instytucji finansowych, kopalin, biurowców czy wody – wylicza Kozłowski. Wszyscy płacimy też składki na różne fundusze celowe, takie jak Fundusz Pracy czy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

– Koszt programu 500+ to 24 mld zł rocznie, a wyprawki dla dzieci 1,5 mld zł. Pieniądze z tego tytułu trafiają także do osób zamożniejszych. Jaki jest sens dawać im dodatki dla dzieci, a drugą ręką zabierać, by uzbierać na nowe cele? – zastanawia się Łaszek.

FOR: „Danina solidarnościowa” – PiS sięga głębiej do kieszeni podatników

Protesty rodziców niepełnosprawnych dzieci wymusiły na rządzie przyznanie, że sfinansowanie większego wsparcia dla tej grupy wymaga wzrostu podatków. Może to wydawać się zaskakujące, ponieważ przy kilkanaście razy kosztowniejszych projektach, jak program „Rodzina 500+” czy obniżenie wieku emerytalnego rząd twierdził, że nie wymagają one sięgania do kieszeni podatnika.

Nie jest to prawdą, bo w ciągu ostatnich 2 lat wzrósł szereg podatków – opodatkowani zostali klienci banków, którzy muszą więcej płacić za kredyty i liczyć się z niższym oprocentowaniem lokat, kontynuacja zamrożenia stawek PIT efektywnie zwiększyła wysokość podatków, podobnie jak zmiany w przepisach CIT, a zniesienie limitu 30-krotności składek ZUS będzie oznaczało radykalny wzrost opodatkowania lepiej zarabiających. Wysokie koszty już wprowadzonych programów sprawiają, że rządowi coraz trudniej jest finansować nowe programy bez wprowadzania dodatkowych, coraz bardziej widocznych podatków. I choć w przeszłości rząd wycofywał się z wprowadzania niepopularnych zmian (np. podniesienia opłaty paliwowej czy zmian w abonamencie RTV), to pole manewru ministra finansów systematycznie się kurczy - czytamy w komentarzu Fundacja Forum Obywatelskiego Rozwoju – FOR.

Obecny rząd systematycznie zwiększa opodatkowanie lepiej zarabiających osób pracujących na etatach. Po pierwsze, te osoby straciły prawo do kwoty wolnej, co oznacza, że realnie ich podatki wzrosły. Po drugie, zamrożenie stawek PIT w połączeniu z inflacją i realnym wzrostem płac sprawia, że coraz większa część ich dochodów jest objęta 32% stawką podatkową. Jednak największy wzrost obciążeń wiąże się ze zniesieniem limitu 30-krotności składek ZUS uchwalonym na koniec zeszłego roku (obecnie ustawa jest w Trybunale Konstytucyjnym). Jeśli zmiana ta wejdzie w życie, będzie to oznaczało, że ich praca zostanie obciążona dodatkowymi 5,5 mld zł składek. Na razie rządowe działania zwiększające opodatkowanie omijają osoby rozliczające się linowym 19% PIT.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że realizowana przez rząd polityka rosnącego opodatkowania pracowników zarabiających wyższe płace stoi w jawnej sprzeczności z rządowymi deklaracjami o wspieraniu innowacyjności. Tworzenie innowacyjnych rozwiązań wymaga zdolności i wiedzy, a to właśnie eksperci je posiadający otrzymują wyższe wynagrodzenia. Rząd deklaruje wspieranie tych osób, ale w praktyce wymyśla nowe sposoby, jak zwiększyć ich opodatkowanie.

Politykę podnoszenia podatków trzeba kontrastować z nieprzemyślanym charakterem większości nowych wydatków. Świadczenia z programu „Rodzina 500+” trafiają zarówno do ubogich, jak i najbogatszych. Tak samo ma być z nowym programem wyprawek szkolnych, w ramach którego rząd zamierza wszystkim rodzicom przekazać po 300 zł jeszcze przed wyborami samorządowymi. Kolejne paradoksy można znaleźć w ulgach i preferencjach podatkowych – i tak, choć obniżone stawki VAT są najczęściej przedstawiane jako wsparcie dla najuboższych, to 10% najbogatszych gospodarstw domowych dzięki owym składkom oszczędza ponad 10 mld zł, podczas gdy 10% najbiedniejszych – tylko ok. 4 mld zł.

Zamiast wymyślać nowe podatki i nowe wydatki, rząd powinien zacząć od przeanalizowania, które z tych wydatków mają sens. Z pewnością sensu pozbawiona jest sytuacja, w której rząd wprowadza nowe podatki dla najbogatszych, jednocześnie przyznając im kolejne świadczenia socjalne, które nie powinny do nich trafiać.

Budżet i podatki
Rok rządu: Andrzej Domański z oceną niejednoznaczną
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Budżet i podatki
Viktor Orbán grozi Komisji Europejskiej. Uwolnienie KPO, albo blokada budżetu UE
Budżet i podatki
Machina wojenna Putina pożera budżet Rosji
Budżet i podatki
Policjanci szykują wielki protest. „Żarty się skończyły”
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Budżet i podatki
Policjanci ogłosili protest. Przyczyną zbyt niska podwyżka w budżecie