Zdaniem Łukasza Tarnawy, głównego ekonomisty PKO BP, pierwsza reakcja inwestorów rzeczywiście może być nerwowa, jednak w rzeczywistości 2010 r. wcale może nie być tak tragiczny. – Jeśli założymy, że ambitne plany prywatyzacyjne rządu będą realizowane, to sytuacja będzie wyglądała zupełnie inaczej, niż nam się obecnie wydaje – mówi Tarnawa. – Poza tym rząd bardzo konserwatywnie założył wzrost PKB i poziom inflacji na 2010 r. Ekonomiści spodziewają się raczej, że gospodarka będzie rosła w szybszym tempie, a to zaowocuje wyższymi wpływami do budżetu. W konsekwencji zaś poziom deficytu wcale nie musi zostać w zakładanej wysokości zrealizowany.
[ramka][b]Dariusz Rosati - profesor SGH[/b]
Reakcja rynków finansowych na informację o tak znacznym wzroście deficytu będzie zależała od sposobu jej przedstawienia. Jeśli się przy tym zaproponuje racjonalną strukturę wydatków i reformy wydatków sztywnych KRUS oraz dokończenie reformy emerytalnej, inwestorzy wcale nie muszą zareagować nerwowo. Gorzej, jeśli tak duży wzrost wydatków będzie wynikał wyłącznie z rosnących świadczeń socjalnych i waloryzacji rent i emerytur. Oczywiście, można liczyć, że sytuację poprawi ożywienie gospodarcze. Jednak to może nie wystarczyć, by się uchronić przed przekroczeniem przez dług progu 55 proc. PKB. Spodziewam się, że i deficyt całego sektora finansów będzie w tym roku wysoki i sięgnie 5 – 6 proc. PKB, a w 2010 r. będzie jeszcze wyższy. Konieczne jest więc przygotowanie planu stabilizacji finansów publicznych i obniżania deficytu w kolejnych latach.
[i]—not. eg[/i][/ramka]
[ramka][b]Stanisław Gomułka - główny ekonomista BCC[/b]
Wysokość deficytu budżetowego nie ma większego znaczenia. Liczy się to, ile wyniesie dziura w całym sektorze finansów publicznych, a ta może być bardzo duża. Z moich szacunków wynika, że deficyt rządu i samorządów może w tym roku sięgnąć 80 mld zł, w przyszłym zaś 95 mld zł. Co więcej, Komisja Europejska wylicza, że w tym roku wyniesie on ponad 84 mld zł. Jestem skłonny w to uwierzyć, biorąc pod uwagę fakt, że resort finansów za wszelką cenę stara się odciążyć budżet, wypychając wydatki poza niego. Ponad 10 mld zł pożyczy na własną rękę Fundusz Drogowy, na kilka miliardów też będzie się musiał zadłużyć ZUS. To sztuczna sytuacja. Jeśli w przyszłym roku minister finansów zdecyduje się ją urealnić, to wcale się nie zdziwię, jeśli deficyt budżetowy wzrośnie o ponad 100 proc.