Rząd zabezpieczył na likwidację zniszczeń popowodziowych w sumie ponad 6 mld zł i w związku z tym nie będzie konieczna nowelizacja budżetu – zapowiedział rzecznik rządu Paweł Graś. – W rezerwach celowych, łącznie z przesuniętymi środkami z rezerwy na finansowanie projektów unijnych, pozostało nam jeszcze do wydania ponad 2,2 mld zł – wyjaśnia Magdalena Kobos, rzecznik resortu finansów. – Myślę, że minister zliczył także pieniądze, które na pomoc powodzianom zadeklarowały poszczególne resorty, stąd łącznie ponad 6 mld zł.
Czy to wystarczająca kwota? Ekonomiści uważają, że zdecydowanie nie. – Wstępne szacunki strat mówią nawet o 14 mld zł – wyjaśnia Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe Generale. – W tym roku z uwagi na wpłatę z zysku NBP i większą dynamikę PKB całoroczny deficyt budżetowy mógłby być niższy o 15 mld zł. Tak więc pieniądze w budżecie będą, ale nie można ich ruszyć bez nowelizacji budżetu.
Zdaniem ekonomisty opór rządu przed ogłoszeniem zmian ma swoje uzasadnienie – czekają nas wybory, a nowelizacja wszystkim kojarzyłaby się ze zwiększeniem deficytu, co zostałoby źle odebrane zarówno przez rynki finansowe, jak i przez wyborców. – Minister Rostowski zareaguje więc później, tak jak to miało miejsce w 2009 r. w obliczu kryzysu – mówi Janecki. Podobnego zdania są inni ekonomiści. Przyznają jednak, że jeśli rząd się uprze, to może nowelizacji uniknąć. – Obecnie mamy trochę inną sytuację niż w 1997 r. – wyjaśnia Rafał Benecki z ING. – Wówczas nie mieliśmy do dyspozycji środków z Unii Europejskiej i musieliśmy się wspomagać pożyczką z Banku Światowego. Teraz możemy sięgnąć po tani kredyt z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Mamy też programy unijne, możemy więc po prostu zmienić przeznaczenie pieniędzy z Brukseli i zamiast na budowę nowych dróg skierować je na naprawy starych.
Benecki podkreśla jednocześnie, że po powodzi tysiąclecia 13 lat temu straty obliczono wprawdzie na około 12 mld zł, ale z budżetu pokryto tylko połowę tej kwoty. – Państwo nie musi i nawet nie powinno rekompensować 100 proc. strat, ponieważ katastrofa nie była zawiniona przez rząd – wyjaśnia Piotr Kalisz z Citi Handlowego. – Może, i powinno, pomóc osobom w potrzebie, ale główny ciężar pokrycia strat spoczywa na ubezpieczycielach.
Zdaniem Piotra Bielskiego z BZ WBK z budżetu mogłoby więc pójść na likwidację skutków zniszczeń kilka miliardów złotych. – Nie wiemy, jaką kwotę premier Donald Tusk obiecał powodzianom, bo jeszcze trwa szacowanie strat – mówi Bielski. Resort finansów poinformował, że do tej pory z budżetu państwa przekazano na pomoc dla powodzian ponad 270 mln zł. – Wnioski o przekazanie środków z powyższych rezerw wpływają do ministra finansów na bieżąco, wobec czego podane wyżej kwoty codziennie ulegają zmianie – wyjaśnia Kobos. Nawet jeśli się okaże, że potrzeba więcej pieniędzy i nowelizacja jest konieczna, to – jak podkreśla Marcin Mrowiec z Pekao – będzie to sprawa techniczna. – Chodzi przecież wyłącznie o przesunięcia wewnątrz budżetu, a nie o zwiększanie deficytu – mówi M. Mrowiec.