W środę zakończył się okres wyłączności, którą rząd przyznał spółce Elektron z grupy Kulczyk Investments. Jak wyjaśniał minister Aleksander Grad, potrzebny był czas na zweryfikowanie, kto rzeczywiście kupuje Eneę i jakie źródła finansowania deklaruje.
Według naszych informacji cena akcji Enei przekracza 25 zł. Oznacza to, że za 51 proc. walorów, które na sprzedaż wystawił Skarb Państwa, trzeba zapłacić ponad 5,6 mld zł. Transakcja zostanie przeprowadzona w drodze wezwania giełdowego na 100 proc. akcji. A na to trzeba zarezerwować ponad 11 mld zł.
– W dokumentach przesłanych do ministerstwa podano wszystkie źródła finansowania i to w skali inwestycji na 100 proc. akcji – twierdzi nasz rozmówca.
Zarówno tej kwestii, jak i rychłego podpisania umowy z Kulczykiem nie chcieli komentować przedstawiciele ministerstwa. – Zgodnie z ustaleniami z resortem skarbu nie komentujemy informacji dotyczących trwającego przetargu – dodaje członek zarządu Kulczyk Holding Jarosław Sroka.
Sam Jan Kulczyk mówił, że większość pieniędzy na Eneę pochodzi z jego środków własnych. Zajął 463. miejsce w tegorocznym rankingu miliarderów świata według amerykańskiego „Forbesa”. Jego majątek oszacowano na 2,1 mld dol. (czyli 5,8 mld zł), a „Rz” wyliczyła go na 8,2 mld zł. Kulczyk potwierdził, że w finansowaniu wspierają go instytucje finansowe. Jak się dowiedzieliśmy, jest nimi kilka międzynarodowych banków oraz fundusz HVB Capital Partners. To podmiot z grupy włoskiego UniCredit (właściciel Pekao), poprzez który realizowane są inwestycje własne działu bankowości inwestycyjnej. – Żaden z banków nie bierze na siebie całego ryzyka związanego z tak dużą skalą transakcji. Stąd potrzeba tworzenia syndykatów – wyjaśniają nasi rozmówcy.