Po kilku tygodniach oczekiwania rząd PiS przedstawił w Sejmie swój projekt zmiany konstytucji, dotyczący finansów państwa. Zakłada on, że przy wyliczaniu państwowego długu publicznego, który –zgodnie z ustawą zasadniczą – nie może przekroczyć 60 proc. PKB, wyłączone zostanie finansowanie potrzeb obronnych państwa.
Polityczny wybór
Premier Mateusz Morawiecki wyjaśniał, że w kontekście rosyjskiej agresji przeciw Ukrainie Polska musi zadbać o swoje bezpieczeństwo, a to będzie wymagało gigantycznych, sięgających kilkuset miliardów złotych zakupów zbrojeniowych. I dał do zrozumienia, że te wydatki będą tak duże, że ryzykowalibyśmy przekroczenie konstytucyjnego limitu.
„Rzeczpospolita” zapytała ekonomistów, czy to rzeczywiście dobry pomysł. Okazuje się, że – choć nikt nie kwestionuje potrzeby większych wydatków na obronność – to ocena konsekwencji „gmerania” w konstytucji jest bardzo różna.
– Kierunek na poprawę bezpieczeństwa militarnego zapewne obierze cała Europa, ten temat nie budzi kontrowersji – zaznacza Jakub Rybacki, główny ekonomista Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – W Polsce, przy utrzymaniu obecnego limitu zadłużenia, wysoki wzrost wydatków na wojsko mógłby doprowadzić do konieczności ograniczenia innych wydatków na usługi publiczne, takie jak opieka zdrowotna, świadczenia społeczne czy edukacja, na czym ucierpiałoby społeczeństwo. Na razie nam to nie grozi ze względu na w miarę dobrą kondycję finansów państwa, ale lepiej stworzyć taki bufor na przyszłość – wyjaśnia Rybacki.