Jeszcze w 2019 r. deficyt budżetowy strefy euro wynosił zaledwie 0,6 proc. PKB, rok później – po wielu miesiącach pandemii – poszybował do 7,2 proc. PKB. Równolegle znacząco wzrósł dług publiczny – z 86 do 99 proc. PKB. W tym roku sytuacja prawie się nie zmieni – deficyt może spaść do 7,1 proc., a dług wzrosnąć do 100 proc. Potem sytuacja budżetowa ma się poprawiać.
Komisja Europejska jednak, inaczej niż po kryzysie finansowym w latach 2009–2010, nie zachęca do szybkiego leczenia tej dolegliwości. Uznała, że dekadę temu popełniono błąd i dążenie za wszelką cenę do budżetowej równowagi ograniczyło inwestycje i zdusiło wzrost gospodarczy. Teraz zatem recepta jest inna: redukcja zadłużenia w sposób sprzyjający wzrostowi. – To niekoniecznie jest oksymoron. Ale faktycznie przekształcenie tego celu w rzeczywistość będzie kluczowym wyzwaniem dla naszej polityki fiskalnej i naszych reguł fiskalnych w nadchodzących latach – powiedział w środę Paolo Gentiloni, komisarz UE ds. gospodarczych, prezentując ocenę planów budżetowych państw strefy euro. Terapia teraz musi być inna niż po 2010 r. także dlatego, że UE potrzebuje olbrzymich inwestycji w nadchodzących latach na zrealizowanie zielonej transformacji.
KE zaleca zatem w 2022 r. w całej strefie euro umiarkowanie wspierającą politykę fiskalną, biorąc pod uwagę też finansowanie zapewniane przez unijny Fundusz Odbudowy. Umiarkowane wsparcie nie oznacza dokręcania śruby – oznacza precyzyjne finansowanie. Rządy powinny stopniowo przestawiać środki fiskalne na inwestycje. Ale muszą cały czas utrzymywać elastyczną politykę fiskalną, aby móc reagować w przypadku ponownego pojawienia się ryzyka pandemii (ostatnie tygodnie przypominają, jak realne jest to ryzyko).
Czytaj więcej
Tonący złoty i szarżująca inflacja powinny skłonić rządzącą partię do weryfikacji swojej polityki.