Chociaż według rządu cięcia wydatków w resorcie obrony sięgną 2 mld zł, to, zdaniem Aleksandra Szczygły, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, kasa ministerstwa zubożeje nawet o 5 mld zł.
MON już przyznaje, że ograniczy w tym roku zakupy uzbrojenia. – Odbierzemy od producentów jedynie sprzęt naprawdę niezbędny siłom zbrojnym – podkreśla wiceminister obrony Zenon Kosiniak-Kamysz. Przyznaje, że oznacza to renegocjowanie niemal wszystkich umów wieloletnich.
Prezesi firm już otrzymują sygnały, że MON zrezygnuje z 40 – 70 proc. zamówionych wcześniej dostaw. Bumar, największy holding zbrojeniowy, jeszcze rozmawia z resortem obrony. – Spodziewamy się, że zamówień będzie o 30 – 50 proc. mniej, niż planowaliśmy – mówi Kamila Walczak, rzecznik firmy. Dlatego już teraz holding planuje liczne oszczędności.
Skutków cięć obawiają się najbardziej spółki, które świadczą usługi wyłącznie dla armii, tak jak amunicyjne Mesko albo warszawskie Przemysłowe Centrum Optyki. – Kontrakty podpisane z MON przewidują tegoroczne dostawy celowników i noktowizorów za 145 mln zł. Dzisiaj otrzymałem z resortu obrony potwierdzenia zamówień za 6 mln zł – mówi Ryszard Kardasz, prezes PCO. Ta firma wprawdzie wprowadza oszczędności, ale za wszelką cenę chce zachować czynne linie technologiczne i utrzymać wydatki na badania rozwojowe. – Jeśli na to zabraknie pieniędzy, wypadniemy z rynku, a to oznaczałoby katastrofę – mówi szef PCO.
Sztab Generalny analizuje sytuację i tworzy listę priorytetowych zakupów. Znajdą się na niej transportery Rosomak, rakiety przeciwpancerne Spike i systemy przeciwlotnicze Grom oraz amunicja. – W tym roku odbierzemy mniej sprzętu, ale podtrzymamy produkcję w kluczowych zakładach – zapewnia wiceminister Kosiniak-Kamysz. Nie ma jeszcze decyzji, czy wstrzymane będą prace przy budowie nowego okrętu „Gawron”. – Skreślenie programu niesie ryzyko upadłości Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni – przyznaje wiceszef MON. Zapowiada wstrzymanie importu uzbrojenia i renegocjowanie największych zagranicznych kontraktów.