Taki plan na ten rok przedstawił minister finansów Jacek Rostowski do unijnego komisarza Olli Rehna. W porównaniu z ubiegłym rokiem deficyt sektora rządowego i samorządowego ma być większy o ponad 17 mld zł. W relacji do PKB wzrośnie tym samym z 3,9 proc., do ponad 4,8 proc.
Skutki nowelizacji
Tak duży przyrost wynika głównie z pogorszenia się salda sektora ubezpieczeń społecznych i większej luki w budżecie centralnym po tym, jak rząd znowelizował tegoroczną ustawę budżetową.
Ludwik Kotecki, główny ekonomista MF, wyjaśnia, że nowelizacja budżetu była konieczna, aby uniknąć jeszcze większego zahamowania wzrostu gospodarczego i załamania wpływów do państwowej kasy. – Pozytywne efekty makroekonomiczne takiej polityki są już widoczne – w III kwartale tego roku wzrost może się zwiększyć już do ok. 2 proc., w IV kwartale spodziewamy się tempa wzrostu PKB na poziomie 2–2,5 proc. rok do roku – pisze w komentarzu przesłanym „Rz".
Kotecki przyznaje jednak, że kosztem poluzowania fiskalnego pasa jest pogorszenie się wyniku sektora finansów publicznych. W konsekwencji, zarówno w tym, jak i w przyszłym roku Polska pozostanie objęta unijną procedurą nadmiernego deficytu. Unijny limit wynosi bowiem 3 proc. PKB.
Być może dopiero za dwa lata Komisja spojrzy na polskie finanse publiczne bardziej przychylnym okiem. Kotecki informuje bowiem, że w przyszłym roku, głównie za sprawą zmian w OFE, Polska osiągnie nadwyżkę w finansach publicznych rzędu 4–5 proc. PKB. Przyznaje jednak, że nadwyżki nie uda nam się utrzymać na dłużej, bowiem już rok później wrócimy do dziury, która według prognoz Ministerstwa Finansów wyniesie ok. 3 proc. PKB.