Rz: Bezpieczeństwo energetyczne znów było jednym z głównych tematów dyskusji na tegorocznym forum w Krynicy. Wydaje się jednak, że niewiele się zmieniło, skoro ten temat od kilku lat powraca
Władysław Mielczarski:
Nie można jednym tchem mówić o bezpieczeństwie energetycznym. Jeżeli jest ono rozumiane jako zagwarantowanie dostaw, to przy odpowiedniej infrastrukturze, by osiągnąć równowagę popytu i podaży, trzeba oddzielnie rozpatrywać kwestie związane z paliwami, gazem i energią elektryczną. W Polsce najgorszą sytuację obserwujemy z dostawami gazu. Wprawdzie tylko 70 proc. tego paliwa importujemy, ale o pełnym bezpieczeństwie dostaw nie możemy mówić. Przygotowywane są inwestycje, które mają je zapewnić, ale jeszcze kilka lat upłynie, zanim zostaną wykonane. Na dodatek nie możemy liczyć w tej kwestii na wspólną politykę energetyczną Unii Europejskiej. Główny polski problem to uzależnienie od rosyjskiego gazu i brak nowych dróg jego transportu z innych krajów. W podobnej sytuacji są pozostałe nowe państwa Unii, ale wydaje się, że Bruksela nie dostrzega tego problemu.
Czy polskie władze mają szansę to zmienić?
Nie powinniśmy mieć wielkich oczekiwań, bo możliwość wpływania na decyzje Unii Europejskiej takich krajów jak Polska czy Litwa są niewielkie. Zwłaszcza jeśli duże kraje Unii mają inny punkt widzenia na bezpieczeństwo dostaw gazu. To niemieckie firmy wspólnie z Gazpromem przygotowują budowę gazociągu przez Bałtyk, co w ogóle nie leży w naszym interesie. Fakt ten tylko potwierdza, że Unia faktycznie nie ma wspólnej polityki w zakresie bezpieczeństwa energetycznego. W rezultacie przed rosyjskim monopolistą stajemy sami. Czy brak wspólnej polityki może doprowadzić do marginalizacji problemów związanych z dostawami gazu dla takich krajów jak Polska, Litwa czy Łotwa?