Wszystko wskazuje, że przedłużająca się dyskusja na temat słuszności prywatyzacji firmy, jednego z ostatnich narodowych sreber w przemyśle lotniczym, została szczęśliwie zakończona. Do właścicieli spółki dotarła prawda, doskonale znana menedżerom Świdnika, że mała regionalna fabryka, nawet dobrze prosperująca, nie ma szans na samodzielne dokonanie skoku w nowoczesność i rozwój w dziedzinie, którą od dawna rządzą reguły globalizacji. Na skuteczne konkurowanie w świecie, włączenie się do technologicznego wyścigu mogą sobie w lotnictwie pozwolić tylko najwięksi gracze. W biznesowym związku z najważniejszymi producentami mogą szukać przyszłości firmy takie jak Świdnik.

Fabryce nie brakuje atutów: od tradycji po wyniki i pełny portfel zamówień kooperacyjnych. W naszej części Europy to jeden z ostatnich zakładów oferujący najwyższy poziom technologiczny w niezwykle wymagającej branży. Rzadko się zdarza w polskim przemyśle, że zagraniczny inwestor nie musi ratować firmy, lecz jedynie wesprzeć jej rozwój, by pomnożyć własne zyski. To powinno także mieć swoją cenę. Zainteresowanie prywatyzacją Świdnika będzie duże także z innego powodu. Rząd zapewne wkrótce powróci do zapowiadanego wartego miliardy narodowego programu zakupu śmigłowców dla armii, służb porządku publicznego i ratownictwa. Przyszłemu strategicznemu inwestorowi w Świdniku dostęp do polskiego rynku wyraźnie się poszerzy. Za to także powinien zapłacić.