Koncerny samochodowe tłumaczą, że tegoroczne obniżki cen to chęć podzielenia się zyskami z mocniejszego złotego (zwiększa rentowność importerów).
Wpływ na niższe ceny to także efekt uruchomienia produkcji nowych modeli w krajach należących do Unii (Kia, Hyundai, Toyota), przez co producenci unikają 10-proc. cła obowiązującego na pojazdy np. z Azji czy Stanów Zjednoczonych. Producenci chcą też zachęcić do zakupów klientów indywidualnych, którzy nadal niechętnie kupują w salonach, wybierając używane modele sprowadzane z zagranicy.Koncerny muszą mocniej walczyć o klientów, bo sprzedaż nowych samochodów w Europie (25 krajów Unii, Islandia, Norwegia, Szwajcaria) zmalała w styczniu o 0,3 proc., do 1,309 mln sztuk po wzroście rynku o 1,2 proc. w grudniu.
Wpływ na to miało zaostrzenie warunków kredytowych po ostatnim kryzysie finansowym na świecie. W liczbach bezwzględnych wiodącymi rynkami są: Rumunia, Polska, Węgry i Czechy. W Polsce nastąpił skok o 24,6 proc., a na Zachodzie tylko Niemcy z pięciu głównych rynków osiągnęły wzrost (o 10,5 proc.). Sprzedaż najbardziej zmalała w Hiszpanii – o 12,7 proc.W Polsce duże zniżki zaoferował Mercedes, ale na istotne zmniejszenie wydatków mogą liczyć tylko nabywcy drogich modeli. Najtańszy w ofercie A160 (73 tys. zł) staniał o 5 proc., a 10 proc. zniżki zaoferowano na terenowego ML 63 AMG (poprzednio 480 tys. zł).
Inną drogą poszła Toyota, która oprócz nieznacznych (2 – 3 tys. zł) obniżek cen bazowych modeli zdecydowała się wprowadzić bogato wyposażone specjalne wersje limitowane Premium, które będą dostępne jedynie w naszym kraju. W praktyce oznacza to jeszcze większą obniżkę cen. Podobnie postąpiło Volvo, zmniejszając opłaty za dodatkowe wyposażenie nawet o 10 proc.
Marek Konieczny z Polskiej Izby Motoryzacji sądzi, że przy obecnej postawie klientów, nasyceniu rynku autami używanymi i ich cenach trudno jednak liczyć na gwałtowną odbudowę popytu w popularnym segmencie tanich aut A i B.