Minister Skarbu Państwa potwierdził w Brukseli, iż Stocznia Gdańsk otrzymała ponad 700 mln zł pomocy publicznej. „Z informacji księgowych potwierdzanych przez biegłych rewidentów, niezależnych audytorów i urzędników MSP oraz Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wynika, że taka kwota nigdy nie wpłynęła na konta Stoczni Gdańsk – napisali przedstawiciele zakładowej „Solidarności” w oświadczeniu do premiera. – Mamy więc do czynienia z kradzieżą ponad 700 mln zł, w którą musiały być zaangażowane osoby z najwyższych władz RP”.

Stoczniowa „S” utrzymuje, że zakład od 2004 roku dostał jedynie ok. 50 mln zł w formie pożyczek i poręczeń kredytowych, które zostały spłacone. – Gdyby wpłynęło 700 mln zł, można by było wybudować nowy zakład i niepotrzebny byłby inwestor. Dlatego w piątek składamy doniesienie do prokuratury, bo chcemy wyjaśnienia sprawy – powiedział „Rz” Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący „S” w stoczni. – Jesteśmy pewni, że stocznia nie otrzymała 700 mln zł. Jeśli te pieniądze zostały gdzieś wysłane, to na pewno nie nasze konta – dodaje były prezes spółki Andrzej Jaworski.

Tymczasem do MSP zgłaszają się kolejne firmy zainteresowane przejęciem Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecińskiej Nowej. Wpłynęło łącznie 14 zapytań dotyczących obydwu zakładów (w tym wstępna oferta Maritim Shipyard): osiem w sprawie Gdyni oraz sześć dotyczących Szczecina. Z informacji „Rz” wynika, że wśród zainteresowanych są Mostostal Chojnice, Ulstein Werft, nowosądecki Newag, ISD Polska (właściciel Stoczni Gdańsk), Odys Stocznia, rządowy fundusz z Dubaju oraz fundusze Eurus Capital i ADM Capital.

Bruksela zapowiedziała, że jeśli rząd nie zamknie do końca czerwca prywatyzacji stoczni, zabierze przyznaną pomoc publiczną. A to grozi upadłością zakładów, w których pracuje łącznie ok. 10 tys. osób.