Rosja to gaz

Globalny kryzys finansowy dotknął również Gazprom. Koncern był tak zajęty zabezpieczaniem politycznych interesów państwa – swojego faktycznego właściciela – że zaniedbał inwestycje

Aktualizacja: 25.10.2008 13:14 Publikacja: 25.10.2008 02:26

Rosja to gaz

Foto: Reuters

Często mówi się o nim wręcz, że jest to odnoga rosyjskiego państwa. – To prymitywne postrzeganie roli Gazpromu – oburza się wiceprezes koncernu odpowiedzialny za eksport Aleksander Miedwiediew. – To prawda, że większość zarządu to przedstawiciele państwa, ale tak jest w wielu firmach także na Zachodzie. I państwo egzekwuje swoje prawa za pomocą ładu korporacyjnego, a nie telefonami z Kremla – wyjaśnia.

A to, jak stworzyć potęgę Gazpromu, który dzisiaj kontroluje 16 proc. światowych rezerw gazu, i uczynić z energetycznego koncernu broń polityczną o niebywałej sile rażenia, wymyślił Władimir Putin. To na jego polecenie znacznie zwiększono udział rosyjskiego państwa i rozproszonego rosyjskiego akcjonariatu. – Putin doskonale wie, że potrzebuje czegoś, co zastąpi broń atomową przy budowie siły państwa. Jeśli patrzy się na gospodarkę rosyjską, logiczne wydaje się, że musi to być ropa i gaz, ale przede wszystkim gaz – uważa Richard Harris, główny strateg Alfa Banku w Moskwie.

[srodtytul]Dosłownie zimne wojny[/srodtytul]

A Gazprom rośnie w siłę z każdym dniem. Czy Europa powinna obawiać się jego potęgi? – Moim zdaniem, jeśli ma się czego obawiać, to nie jego wielkości, ale raczej tego, że Gazprom zbyt mało inwestuje w wydobycie, a zbyt dużo wydaje na kupno hoteli, gazet, zamiast koncentrować się na tym, co powinien – uważa Marc Franko, ambasador Unii Europejskiej w Rosji.

Dzisiaj praktycznie nie ma wielkiego projektu gazowego na świecie, w którym na jakimś etapie nie pojawiłby się Gazprom. To dlatego prezes Gazpromu Aleksiej Miller był w tym tygodniu w Teheranie, gdzie nagłośniono bliskie powstanie „gazowego OPEC”. Taki kartel nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego, bo ceny gazu są znacznie trudniejsze do kontrolowania niż ropy, którą handluje się na giełdach. Może być za to znakomitym narzędziem do wywierania presji. A Rosjanom dokładnie o to chodzi, podobnie jak ich partnerom z tego przedsięwzięcia: Irańczykom, Libijczykom, Wenezuelczykom i Nigeryjczykom. – Ale Moskwa to gazowa stolica świata – podsumowuje indyjski minister ds. ropy Mani Shankar Aiyar.

Mimo uspokajających słów ambasadora Franka potęga Gazpromu budzi niepokój, bo Kreml wielokrotnie już uciekał się do użycia gazowej broni do wywierania nacisków politycznych czy karania nieposłusznych państw. Zimna wojna wydana przez Putina w tym wypadku ma bardzo konkretne znaczenie. Z tym że o wojnie nikt nie mówił, bo zazwyczaj winne były „problemy techniczne”, gdzieś wybuchał rurociąg, kiedy indziej pogoda nie pozwalała na normalne wydobycie, niezbędne były również jakieś prace remontowe.

[srodtytul]Państwo zniknęło, koncern pozostał[/srodtytul]

Gazprom to nic innego jak sowieckie Ministerstwo Gazu przekształcone w koncern. – Dla mnie ważne było takie organizowanie firmy, żeby nawet głupek był nią w stanie zarządzać – wspomina Wiktor Czernomyrdin w książce „Gazprom – nowa broń Rosji”. Przyznaje, że tworząc ją w roku 1989, kiedy w ZSRR toczyła się walka polityczna i rozpadało państwo, dokładnie przyjrzał się wszystkim podobnym strukturom na świecie. Jego współpracownicy jeździli do Włoch i Niemiec, ostatecznie wybrano jako wzorzec włoskie ENI. Z tym że dzisiejszy Gazprom najbardziej przypomina saudyjski koncern naftowy Aramco właśnie tym, że silniejszy od niego jest tylko król.

Z pomysłem stworzenia gazowego giganta Czernomyrdin poszedł do ówczesnego premiera Nikołaja Ryżkowa. – To co, nie chcesz już być ministrem? Zrezygnujesz ze wszystkiego: auta, daczy, przywilejów? – dopytywał się Ryżkow. Nie był też w stanie zrozumieć, że Czernomyrdin nie zamierza zabrać ze sobą wszystkich 11 wiceministrów, bo potrzebni są mu tylko dwaj.

Następnego dnia Czernomyrdin z Remem Wiachiriewem i Wiaczesławem Szeremietem mieli zaprezentować projekt na posiedzeniu Rady Ministrów. O sukcesie przesądziła minister przemysłu lekkiego Aleksandra Briukowa, która przyznała się, że nic nie zrozumiała z prezentacji Czernomyrdina. Jej rozumowanie było proste: – Przecież jeśli mu się nie uda, wywalimy go i wszystko odbierzemy – argumentowała.

Dwa lata później państwo sowieckie się rozpadło, przestały istnieć ministerstwa. A Gazprom został królem. Należały do niego wszystkie gazociągi i pola gazowe, projekt okazał się ekonomicznym samograjem. Ale Rem Wiachiriew (który objął po Czernomyrdinie fotel prezesa w 1993 r.) popełnił polityczny błąd i zaangażował się w rozgrywki walczących o władzę Jewgienija Primakowa i burmistrza Moskwy Jurija Łużkowa. Prezydent Borys Jelcyn zaczął intensywnie poszukiwać jego następcy. Nie pomogło i to, że Czernomyrdin, przewodniczący rady nadzorczej, pozostał lojalny wobec Kremla. Latem 1999 r. doszło do otwartej wojny między Gazpromem a Jelcynem.

W tym samym czasie Gazprom ujawnił, że w poprzednim roku finansowym poniósł straty w wysokości prawie 2 mld dolarów i nikt, w tym i państwo, nie otrzyma dywidendy. To dla Kremla było potężnym ciosem, bo oznaczało, że znacznie ograniczyły się środki na wsparcie kampanii wyborczej sukcesora Jelcyna. Tymczasem pieniądze poszły gdzie indziej. W krytykę Kremla i otwarte już poparcie dla Primakowa i Łużkowa zaangażowała się również należąca do Gazpromu, a zarządzana przez króla mediów Walerija Gusinskiego (dziś na wygnaniu) stacja telewizyjna NTV. Kreml domagał się, aby NTV zmieniła politykę, Wiachiriew nie odmówił, ale i nic nie zrobił.

[srodtytul]Kopniak za zasługi[/srodtytul]

Do zwrotu politycznego doszło, kiedy na początku września Borys Jelcyn mianował premierem Władimira Putina i nie ukrywał, że jest to człowiek, który powinien wygrać wybory prezydenckie w 2000 roku. Los Wiachiriewa został przesądzony. Następnego dnia „Le Monde” opublikował wywiad z Borysem Bieriezowskim, w którym oligarcha jeszcze wówczas stojący blisko Kremla kilkakrotnie powtarzał, że prezes Gazpromu powinien zostać zmieniony.

Na trzy dni przed swoimi urodzinami Wiachiriew miał się spotkać z Jelcynem. Ale zanim zdążył wejść do gabinetu prezydenta, natknął się w korytarzu na Putina w otoczeniu kilku wojskowych i funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Nie doszło jednak do aresztowania,. Wiachiriewowi jedynie wręczono teczkę z materiałami kompromitującymi jego samego i jego dzieci. Wiedział, że ma dwa wyjścia: odejść w niełasce albo robić to, co każe Putin i Jelcyn. Wybrał to drugie, ale Jelcyn mu nie przebaczył. Wiachiriew daremnie oczekiwał zaproszenia na Kreml i wręczenia odznaczenia z okazji 65. urodzin. Życzenia dostał od Jelcyna na piśmie. Z kolei Putin, który mógł być już spokojny o finansowanie kampanii wyborczej, przysłał mu dyplom „Za zasługi dla państwa w rozwoju gazownictwa”.

Podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy Gazpromu, które odbyło się kilka dni później, Wiachiriew jeszcze zachował swoją pozycję, ale do rady nadzorczej weszli: bliski człowiek Putina, wiceminister energii Aleksiej Miller, oraz liberał Anatolij Czubajs. Ostatecznie Putin usunął Wiachiriewa w maju 2001 roku, a wcześniej Miller pozbył się wszystkich bliskich współpracowników gazowego weterana, zastępując ich zaufanymi ludźmi z Leningradu.

Czernomyrdin też musiał odpokutować swoje błędy. W 2002 roku zastąpił go inny leningradczyk Dimitrij Miedwiediew, a Czernomyrdin dostał propozycję nie do odrzucenia objęcia stanowiska ambasadora Rosji na Ukrainie.

[srodtytul]Prezes tylko tasuje[/srodtytul]

Po dokończeniu czystki w Gazpromie Putin wezwał do siebie czołówkę rosyjskich oligarchów i powiedział im jasno: – Wasze pieniądze są bezpieczne, jeśli nie będziecie się mieszać w politykę. To dlatego Rosję musieli opuścić Gusiński i Bierezowski, a Chodorkowski, odmawiając wyjazdu, niejako sam się skazał na wieloletnie więzienie.

Nikogo natomiast nie zdziwiło, że najcenniejsze części Jukosu na aukcji kupił Gazprom. Dzięki temu państwo kontroluje dzisiaj ponad połowę wydobycia ropy i całą produkcję gazu. W Gazpromie państwo ma 51 proc udziałów, ale kontroluje również kolejne ponad 14 proc., które znajdują się w rękach Rosjan głosujących tak, jak każe rząd. A Miller, przychodząc do Gazpromu, otrzymał tylko jedno zadanie: umocnić wpływy państwa i odzyskać to, co Gazprom utracił albo sprzedał. Nieograniczone poparcie Kremla spowodowało, że wywiązał się z tego bez zarzutu. – Jeśli prezes ma nieograniczony dostęp do prezydenta i premiera, nie ma co się zachwycać, że jest tak skuteczny – tłumaczy Borys Fiodorow, członek rady nadzorczej Gazpromu.

Stanowisko prezesa jednej z najpotężniejszych firm na świecie Miller zawdzięcza swemu bezgranicznemu oddaniu Putinowi. Nie ma ani wiedzy, ani politycznego wyrobienia koniecznych do prowadzenia własnej gry. Mówi się o nim, że tasuje karty, ale ich nie rozdaje. Został jednym z najpotężniejszych ludzi w Rosji, mimo że nie wywodzi się ze służby bezpieczeństwa. Nie musiał, bo ogromną władzę osiągnął dzięki znajomości z Putinem, a przede wszystkim temu, że zupełnie przez przypadek znalazł się w latach 1991 – 1996 w komitecie współpracy z zagranicą petersburskiego urzędu miasta, którym kierował przyszły premier i prezydent.

Kiedy Putin zaczął tworzyć grupę oddanych biznesmenów nazywanych w odróżnieniu od oligarchów bojarami, nikt się nie dziwił, że wśród nich znalazł się Miller. Powszechnie uważa się, że na stanowisku prezesa może mieć tylko jednego konkurenta – Putina, gdyby ten zechciał sprawdzić się w biznesie.

Miller nie jest człowiekiem reprezentacyjnym. Niepozorny, jeśli wypowiada się, to półgębkiem. Ma jedną słabość – lubi odznaczenia państwowe i zgromadził już większość rosyjskich, ale ordery za zasługi przyznali mu także Węgrzy i Mołdawianie. Jest kiepskim negocjatorem i przywykł przekonywać siłą, a nie argumentami. Za granicę najchętniej wysyła swojego „ministra spraw zagranicznych” Aleksandra Miedwiediewa. Panicznie boi się nieautoryzowanych wypowiedzi dla prasy i najczęściej ucieka pod pretekstem pilnej rozmowy telefonicznej.

[srodtytul]Sfora premierów[/srodtytul]

Ten kolos ma jednak niebywałe zdolności w zjednywaniu sobie zagranicznych współpracowników. Dzisiaj Gerhard Schröder, który nigdy nie ukrywał swojej przyjaźni z rodziną Putinów, jest głównym lobbystą odpowiedzialnym za przeprowadzenie megaprojektu – oprotestowanej przez Polskę, kraje bałtyckie, Szwecję i Finlandię budowy gazociągu północnego. Zaangażowanie Schrödera było strzałem w dziesiątkę, bo dodało Gazpromowi wiarygodności na zachodnich rynkach. Współpracownikami Gazpromu w Niemczech zostały E.ON, RWE, a ostatnio również BASF. Zaś rosyjsko-niemiecka spółka Ruhrgas działa bez zarzutu.

Do doglądania problemów, jakie ten projekt może mieć z obrońcami środowiska naturalnego, z rekomendacji byłego kanclerza zatrudniony został latem tego roku były premier Finlandii Paavo Lipponen, ten sam, który wprowadził Finlandię do Unii Europejskiej. Z kolei już sam Władimir Putin zaproponował posadę w Gazpromie byłemu premierowi Włoch Romano Prodiemu. Spotkał się z odmową, bo kiedy składał tę propozycję, Prodi był jeszcze urzędującym premierem.

Przyjaźń Władimira Putina z Silvio Berlusconim spowodowała, że włoskie firmy nie mają w Rosji kłopotów. Podobnie jest z Austriakami, z którymi Gazprom założył kilkanaście firm, a to wszystko po to, aby uniemożliwić realizację projektu Nabucco, dzięki któremu Europa mogłaby się uniezależnić od dostaw gazu z Rosji. Austria wcześniej była kluczowym krajem w tym projekcie. W tej chwili, jeśli Nabucco popłynie gaz, to i tak będzie magazynowany przez Gazprom.

Unia Europejska parokrotnie próbowała ograniczyć w Europie dominację Gazpromu. Przeciwko Rosjanom była wymierzona pierwotna wersja projektu liberalizacji rynków energetycznych, a jednym z zadań tej liberalizacji było zablokowanie możliwości jednoczesnego posiadania rurociągów i przesyłania nimi własnego gazu przez tę samą firmę. Kolejna wersja sprzed paru dni już tego ograniczenia nie zawiera.

[srodtytul]Witamy na Alasce[/srodtytul]

Światowy kryzys finansowy nie ominął Gazpromu. Akcje kolosa, tak jak i pozostałych rosyjskich spółek, staniały o ponad połowę. W tym tygodniu Miller przyznał, że koncern ubiega się o wsparcie państwa w wysokości co najmniej miliarda dolarów. Na razie Gazprom dokonuje prawdziwych wygibasów inżynierii finansowej, aby zyskać dodatkowe fundusze. Pozbył się udziałów w Gazprom Banku, które odkupił od niego Fundusz Emerytalny Gazprom. Transakcja była korzystna, bo akcje Gazpromu księgowi wycenili podwójnie, w ten sposób do kasy wpłynął kolejny miliard.

Te pieniądze są w tej chwili wyjątkowo potrzebne, bo Gazprom pozbył się z Rosji wszystkich partnerów, którzy chcieli razem z nim inwestować, a jest zaangażowany w projekty o łącznej wartości 240 mld dolarów. Nie wystarczyło samo podniesienie cen w niektórych przypadkach nawet o jedną trzecią. Gazprom potrzebuje również pieniędzy na przejmowanie udziałów zagranicznych partnerów.

Tu Gazprom działa wyjątkowo bezczelnie i bezwzględnie. Naturalnie wszystko odbywa się w zgodzie z literą rosyjskiego prawa, często na podstawie wyroków „niezawisłych sądów” – tak został usunięty amerykański miliarder Paul Getty z Southern Oil Co., która miała zajmować się eksploatacją pól syberyjskich. Shell nagle zaczął zatruwać wody w rzekach, gdzie hodowane są łososie, i zatruwał je tak długo, aż zrezygnował z pakietu kontrolnego w projekcie wydobycia na półwyspie Sachalin. Doszło ostatecznie do jego realizacji, a w telewizji wystąpił prezes Shella Jeroen van der Veer, który dziękował Putinowi za osobiste zaangażowanie w to przedsięwzięcie. – Gazprom naturalnie jest mile widziany jako udziałowiec – mówił wtedy z kamienną twarzą der Veer.

Bezwzględność Gazpromu doprowadziła do usunięcia brytyjskiego koncernu naftowego BP i odcięcia od sztandarowego projektu gazowego – eksploatacji złóż Kowykta i rozbicia sprawnie zarządzanego joint venture TNK-BP.

Wielki spektakl rozegrali Rosjanie ze sprzedażą udziałów obcym firmom w projekcie wydobycia gazu Sachalin II. Zaprosili norweskie Norsk Hydro i Statoil, amerykańskie Chevron Corp i ConocoPhillips oraz francuski Total. Przez długie miesiące zwodzili potencjalnych partnerów, aby wreszcie sam Putin w wystąpieniu telewizyjnym mógł ogłosić, że Gazprom zrealizuje ten projekt bez wsparcia z zagranicy. – To nie do wiary – dziwił się Roland Nash, główny strateg Renessaince Capital w Moskwie. – Gazprom nie ma odpowiednich technologii. Ale z drugiej strony może sobie pozwolić na to, by poczekać, bo wyścig do rosyjskich złóż jest ogromny.

Widocznie to wyjaśnienie jest przekonujące, skoro kandydatka republikanów na stanowisko wiceprezydenta USA Sara Palin zaprosiła Rosjan do współudziału w projektach wydobywczych na Alasce. Miller natychmiast tam pojechał w towarzystwie Aleksandra Miedwiediewa i swojego drugiego zastępcy Walerija Gołubiewa, który cieszy się zaufaniem Putina, bo razem pracowali w KGB. Przy tym zdumiewa, że Gazprom miałby tam współpracować z koncernami, które wyrzucił z Rosji.

[srodtytul]Jeden akcjonariusz[/srodtytul]

Zagraniczni akcjonariusze Gazpromu są podzieleni, kiedy pyta się ich o ocenę polityki firmy. Mark Mobius, zarządzający funduszem inwestycyjnym Tempelton, nie ukrywa, że fakt całkowitego podporządkowania firmy Putinowi daje mu poczucie bezpieczeństwa. – Jeśli siedzę obok kierowcy, a jest nim Putin, to czuję się komfortowo – mówi. Tyle że nie ukrywa swojego niepokoju o przyszłe wydobycie. – Gazprom ma dzisiaj złóż pod dostatkiem, cały problem polega na tym, jak wtłoczyć ten gaz w rurociągi.

– Ale potrzeba choć minimum przejrzystości w tym, co robi Gazprom – polemizuje z Mobiusem Edmund Harris z londyńskiego Guinness Atkinson Asset Management, który po uwięzieniu Chodorkowskiego sprzedał akcje Gazpromu. Marshall Goldman, profesor Harvardu ocenia: – Zanim Miller przyszedł do Gazpromu, firma była traktowana jak worek z prezentami dla uprzywilejowanych. Dzisiejsze kłopoty finansowe Gazpromu wynikają wyłącznie z faktu, że koncern był tak zajęty zabezpieczaniem politycznych wpływów za granicą, że mało zajmował się inwestycjami. Bo polityka zawsze była dla tego giganta ważniejsza niż interesy akcjonariuszy. Miał, ma i będzie miał jedno zadanie: zadbać o głównego akcjonariusza, jakim jest państwo.

Często mówi się o nim wręcz, że jest to odnoga rosyjskiego państwa. – To prymitywne postrzeganie roli Gazpromu – oburza się wiceprezes koncernu odpowiedzialny za eksport Aleksander Miedwiediew. – To prawda, że większość zarządu to przedstawiciele państwa, ale tak jest w wielu firmach także na Zachodzie. I państwo egzekwuje swoje prawa za pomocą ładu korporacyjnego, a nie telefonami z Kremla – wyjaśnia.

A to, jak stworzyć potęgę Gazpromu, który dzisiaj kontroluje 16 proc. światowych rezerw gazu, i uczynić z energetycznego koncernu broń polityczną o niebywałej sile rażenia, wymyślił Władimir Putin. To na jego polecenie znacznie zwiększono udział rosyjskiego państwa i rozproszonego rosyjskiego akcjonariatu. – Putin doskonale wie, że potrzebuje czegoś, co zastąpi broń atomową przy budowie siły państwa. Jeśli patrzy się na gospodarkę rosyjską, logiczne wydaje się, że musi to być ropa i gaz, ale przede wszystkim gaz – uważa Richard Harris, główny strateg Alfa Banku w Moskwie.

Pozostało 94% artykułu
Biznes
Stare telefony działają cuda! Dołącz do akcji T-Mobile i Szlachetnej Paczki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Polski rynek akcji – optymistyczne prognozy na 2025 rok
Biznes
Eksport polskiego uzbrojenia ma być prostszy
Biznes
Jak skutecznie chronić rynek Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
„Rzeczpospolita” o perspektywach dla Polski i świata w 2025 roku