Polska nie będzie jednak na to przygotowana. Zabraknie bowiem ustawy regulującej otwarcie rynku, która utknęła w Trybunale Konstytucyjnym. To może znacznie skomplikować sytuację PKP InterCity.
[wyimek]4 mld zł rocznie jest wart polski rynek kolejowych przewozów pasażerskich[/wyimek]
Brak ustawy nie zapobiegnie jednak liberalizacji. Dokona się ona na podstawie dwóch unijnych dyrektyw i rozporządzenia. To ostatnie, o odszkodowaniu dla pasażerów za spóźnienie pociągu, może jednak wejść w życie wprost, bez udziału polskiego prawodawcy. Natomiast dyrektywy są podstawą do uchwalenia odpowiedniego prawa krajowego. – W nowelizacji ustawy o transporcie kolejowym miało zostać zdefiniowane m.in. prawo do kabotażu (możliwość zabierania pasażerów na stacjach pośrednich w ruchu międzynarodowym – red.) i zasady ochrony interesów narodowego przewoźnika – mówi Adrian Furgalski, dyrektor w zespole doradców gospodarczych TOR. – Nie będzie więc mechanizmu, który np. pozwoli ograniczyć zagranicznej konkurencji dostęp do wybranych tras obsługiwanych przez PKP InterCity, którego połączenia są dotowane z budżetu państwa – dodaje.
Ustawę do Trybunału Konstytucyjnego skierował prezydent. Jego zdaniem jej przepisy naruszają zasadę równego traktowania przedsiębiorców. Zaskarżona ustawa przewiduje m.in., że prezes Urzędu Transportu Kolejowego (UTK) będzie mógł ograniczyć przewoźnikowi spoza Polski dostęp do polskich torów, m.in. gdy większość planowanych przez niego przewozów będzie wykonywana na terytorium Polski lub gdyby planowane połączenie międzynarodowe naruszało równowagę ekonomiczną usług dotowanych z budżetu państwa.
Trybunał nad ustawą pochyli się 3 grudnia, czyli w dniu, w którym zacznie obowiązywać unijne rozporządzenie o odszkodowaniach. Natomiast nawet jeżeli tego dnia Trybunał uzna, że ustawa nie narusza konstytucji, i tak nie wejdzie ona w życie 1 stycznia.