Bułgaria miała odegrać istotną rolę w przynajmniej dwóch – z uznawanych przez Rosję za strategiczne – europejskich projektach energetycznych otwierających nowe drogi eksportu surowców. Pierwszy to rurociąg łączący Bułgarię i Grecję (Burgas – Aleksandroupolis) do transportu 35 – 50 mln t ropy rosyjskiej rocznie, drugi to gazociąg South Stream z Rosji przez Morze Czarne do Włoch i południowej Europy. Jednak wygłoszone w ostatnich dniach oświadczenia i opinie premiera Bułgarii Bojko Borisova i jego rządu wskazują na to, że kraj ten może w ogóle nie wziąć udziału w planowanych przez Rosjan inwestycjach. Co więcej, władze w Sofii wstrzymują realizację nowej elektrowni atomowej w Belem, na udział w której tak bardzo liczył rosyjski Rosatom; Rosjanie byli gotowi objąć niemal połowę udziałów w tym przedsięwzięciu i udzielić 2 mld dolarów pożyczki.
Szef rządu zapowiedział najpierw, że projekt ropociągu bułgarsko-greckiego zagraża środowisku, i spotkał się ze sprzeciwem mieszkańców, bo Burgas to jeden z najbardziej znanych czarnomorskich kurortów. Potem agencji Itar-Tass Borisow powiedział, że projekt ten jest nieopłacalny, a ostateczna decyzja o udziale w nim zostanie podjęta, gdy będą gotowe analizy wpływu na środowisko. Natomiast w sobotę na konferencji w Sofii wiceminister spraw zagranicznych Marin Rajkov mówił wręcz, że dla jego kraju priorytetem jest promowany przez Unię Europejską gazociąg Nabucco.
Tymczasem rosyjski Gazprom oczekuje zaangażowania Bułgarii we własny projekt South Stream, powszechnie przez ekspertów uważany za konkurencyjny wobec Nabucco. Wiceminister bułgarski mówił o South Stream jako o projekcie, który wzbudza wiele wątpliwości. Zapewnił, że powiązanie bułgarskiej polityki energetycznej z unijną to „znak firmowy” obecnego rządu.
[wyimek]
1,5 mld euro ma kosztować ropociąg łączący Bułgarię z Grecją[/wyimek]