W opinii Jana Veselego, szefa Czeskiego Związku Browarów i Słodowni, radykalny wzrost importu piwa to efekt kryzysu. Sprowadzane są bowiem głównie tanie produkty. – Ludzie oszczędzają i dlatego rośnie popyt na tańsze piwa – argumentuje w rozmowie z „Rz" Veselý. Według niego Czesi rzadziej odwiedzają teraz gospody, a częściej piją piwo w domu. Zakupy robią zaś najczęściej kobiety, które przy wyborze piwa kierują się głównie ceną. Okazję dostrzegły hurtownie. – Piwo sprowadzały do nas głównie sieci handlowe, takie jak Kaufland czy Lidl – mówi szef związku browarów. Półlitrowa butelka kosztuje w detalu ok. 7 koron (niespełna 1,2 zł).
Czescy browarnicy są zdegustowani jakością importowanych piw. – To produkty, które nie mają z piwem nic wspólnego – mówi piwny ekspert Josef Krýsl. – To raczej napoje piwopodobne niż piwo – dodaje Veselý. Według niego przed kryzysem rasowy czeski piwosz po takie piwo nigdy by nie sięgnął. – Kupują je głównie bezdomni, ubodzy emeryci, ewentualnie ludzie, którzy piją bardzo duże ilości piwa – dodaje prezes związku browarów.
Nabywcy nie wiedzą zazwyczaj, skąd pochodzi piwo, które kupują. – Na etykietach widnieje bowiem informacja, że napój wyprodukowano w UE – wyjaśnia Veselý. Często jest też napisane „lager" (po czesku „ležák"), choć piwa zawierają za mało ekstraktu według czeskich norm.
Według służb celnych najwięcej taniego piwa wjeżdża do Czech z Polski, nieco mniej ze Słowacji i z Węgier. Te trzy kraje odpowiadają za 90 proc. piwnego importu.
– Myślę, że w tym roku import piwa spadnie, ale głównie z Węgier i ze Słowacji, natomiast z Polski pozostanie na podobnym poziomie – mówi „Rz" Veselý. Browarnik liczy na to, że w 2011 r. spadkowa tendencja na czeskim rynku piwa zostanie przełamana. Od kilku lat spożycie złotego napoju per capita spada, choć nadal jest najwyższe na świecie. W 2008 roku było to 154 litry, rok później 144 l, a w zeszłym już tylko 134 l.