W listopadzie ubiegłego roku uznawany przez wielu za najbardziej wpływowego na świecie pośrednika w handlu tymi instrumentami, 64-letni Niemiec Dietmar Machold, został skazany na sześć lat więzienia za defraudację pieniędzy pochodzących ze sprzedaży skrzypiec należących do jego klientów.

Machold, pochodzący ze skromnej bremeńskiej rodziny zajmującej się wyrobem skrzypiec już od 1861 r., ukończył studia prawnicze, a następnie dołączył do firmy swojego ojca we wczesnych latach 80-tych ubiegłego stulecia. Jego talent w zakresie lutnictwa okazał się jednak znacznie mniejszy niż w obszarze spekulacji finansowych. Za pośrednictwem swojego imperium biznesowego z oddziałami m.in. w Zurychu, Wiedniu, Nowym Jorku i Chicago, handlował przez lata najcenniejszymi skrzypcami wyprodukowanymi przez Stradivariego, del Gesu, Carlo Bergonziego czy Guadagniniego. Centralą jego firmy stał się XIV-wieczny zamek w Wiedniu, który w przeszłości należał do młodszej siostry Napoleona Bonaparte. Na co dzień Niemiec wiódł życie playboya. Jeździł żółtym Rolls-Roycem i kolekcjonował setki luksusowych zegarków oraz rzadkich aparatów fotograficznych.

Pieniądze na tak wystawny tryb życia Dietmar Machold zdobywał, przynajmniej w części, dzięki oszukańczym transakcjom dokonywanym za sprawą instrumentów należących do jego klientów. Oskarżyciel zarzucił mu m.in. w czasie procesu, że Niemiec używał tych samych skrzypiec jako zastawu pod pożyczki w kilku różnych bankach i instytucjach finansowych. Było to możliwe, gdyż Machold przekonywał je, że instrumenty muszą pozostawać w specjalnie zaprojektowanym skarbcu lub być wypożyczane muzykom.

Niewykluczone również, że część instrumentów użytych jako zastaw, w rzeczywistości w ogóle nie istniała, a wszelkie dane na ich temat oraz certyfikaty, mające potwierdzać autentyczność, były zmyślone. Machold zawyżał również opracowywane przez siebie wyceny poszczególnych skrzypiec – w niektórych przypadkach nawet o 75 procent.