Czy ten kwitnący proceder może podkopać pozycję Macau, które dzięki napływowi klientów z kontynentalnych Chin stało się największym na świecie centrum hazardu? W ubiegłym roku przychody tamtejszych kasyn wyniosły 38 miliardów dolarów. Jednocześnie popyt na tego rodzaju usługi wywindował ceny hoteli, które w tej byłej kolonii portugalskiej są wyższe niż w Las Vegas. Dlatego Li Yu, gospodyni domowa z Guangzhou i inni Chińczycy z kontynentu przyjeżdżają do Hongkongu by spędzić noc na morzu i spróbować szczęścia. - Nie dbam o jedzenie i inne przyjemności, moim jedynym celem jest hazard - przyznaje bez ogródek.
W pierwszej połowie tego roku osiem pływających kasyn z Hongkongu zabrało na pokład łącznie ponad 615 tysięcy klientów. To o dziewięć procent więcej niż w tym samym okresie 2012 r.
- Wyprawa statkiem może być dobrym substytutem dla turystów z kontynentu - uważa Hoffman Ma, wiceprezes Success Universe Group, właściciela jednego z pływających kasyn. Jego zyski w pierwszym półroczu podwoiły się do 277 tys. dolarów USA. Mocno wzrósł też kurs akcji tej spółki notowanej na giełdzie w Hongkongu.
Rosnąca popularność takich kasyn pokazuje jak nowe biznesy zarabiają na niezdolności Macau do zaspokojenia rosnącego popytu na hazard. W okresie od stycznia do czerwca Macau odwiedziło około 14 milionów turystów. W lipcu średnia cena pokoju hotelowego wynosiła już 173 dolary wobec 108 dolarów w Las Vegas w minionym roku. Pokój w pływającym kasynie kosztuje 52 dolary.
Operatorzy kasyn w Macau twierdzą, że nie obawiają się konkurencji ze strony pływających kasyn. Twierdzą, że ci mali gracze oferują niewiele jeśli chodzi o jedzenie i zakupy, a skala tego biznesu to zaledwie niewielka cząstka tego sami zarabiają. Ambrose So, prezes SJM Holdings, największego azjatyckiego operatora kasyn mówi, że tort rośnie szybko, dlatego część pieniędzy ląduje w innych kieszeniach.