Lech Witecki szefował Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad jako pełniący obowiązki dyrektora od 2008 roku. W czwartek premier Donald Tusk odwołał go na wniosek wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej, która zarzuca mu brak dialogu z wykonawcami dróg i opóźnienia w realizacji kontraktów.
Na razie Generalną Dyrekcją pokieruje szefowa jej oddziału w Katowicach Ewa Tomala-Borucka. Nowy dyrektor generalny zostanie wybrany w konkursie. Kiedy – jeszcze nie wiadomo.
Skrajne oceny
Branża budowlana nie szczędzi Witeckiemu słów krytyki. – Jego kadencja to był dyktat. Przyjął zasadę, że trzeba walczyć z wykonawcami, bo im zależy tylko na pieniądzach – twierdzi Zbigniew Kotlarek, prezes Kongresu Drogowego i były szef GDDKiA. – Teraz musimy odbudować wzajemne relacje. To fundamentalna sprawa, bez której realizacja na drogach perspektywy 2014–2020 zakończy się porażką – dodaje.
Według członka zarządu Zespołu Doradców Gospodarczych TOR Adriana Furgalskiego zmiana w GDDKiA to słuszna i wyczekiwana przez branżę decyzja. – Cieszę się, że rząd przejrzał na oczy. O złej polityce Generalnej Dyrekcji informowali wszyscy: wykonawcy, eksperci, naukowcy – mówi Furgalski. Jak twierdzi, całe środowisko było z generalnym dyrektorem skłócone. – Nie da się budować w atmosferze konfrontacji – podkreśla Furgalski.
W ciągu ostatnich pięciu lat kilkanaście wielkich firm budowlanych na kluczowych odcinkach dróg ekspresowych i autostrad wpadło w kłopoty finansowe i zeszło z budowy, doprowadzając jednocześnie do ruiny rzesze podwykonawców. Powodem były m.in. zbyt niskie kosztorysy, wzrost cen materiałów budowlanych, brak pieniędzy i utrata płynności, zła organizacja pracy i zaopatrzenia w materiały.