Choć agresywne działania Rosji za wschodnią granicą mocno niepokoją, zachodnie firmy nie odczuwają wzrostu ryzyka inwestycyjnego w Polsce, Słowacji czy Czechach. – Nie planujemy żadnych zmian strategii w Europie Środkowej – zapewnia Peter Stracar, dyrektor zarządzający GE w regionie.
Amerykański gigant przemysłowy i technologiczny zatrudnia tu już 27 tys. pracowników w 21 zakładach przemysłowych, pięciu centrach technologicznych i trzech bankach. Przejęć nie ma w planach, ale... – Jeśli trafi się ciekawe rozwiązanie, to je rozważymy w Polsce, Czechach czy Słowacji – mówi Stracar.
A co z sąsiednią Ukrainą? Lech Wałęsa, zapraszając w 1989 roku biznes amerykański do Polski, żartował, że potrzeba nam dwóch generałów: General Motors i General Electric. Obaj przybyli (GM ma fabrykę Opla w Gliwicach). Czy GE postawi też na Ukrainę, tak mocno wspieraną przez rząd USA? – Jesteśmy obecni w 160 krajach świata. Ukraina jest jednym z nich. Byliśmy tam i jesteśmy. Obserwujemy sytuację i tylko tyle mogę powiedzieć w tej chwili – mówi ostrożnie Stracar.
W Polsce GE mocno się zaangażował: pracuje tu dla niego 10 tys. osób, z czego połowa przypada na Bank BPH. Koncern ma też pięć fabryk: w Dzierżoniowie (przemysł lotniczy), w Kłodzku i Łodzi (energetyczny) oraz Bielsku-Białej (oba). I starczy. – Więcej inwestycji w linie produkcyjne nie będzie – otwarcie stawia sprawę Beata Stelmach, dyrektor zarządzająca na nasz kraj i państwa bałtyckie. Chodzi o koszty pracy. – Są tańsze państwa na świecie. Aby zatrzymać kapitał, trzeba szukać nowych przewag konkurencyjnych. Polska ma fachowców o bardziej zaawansowanych specjalnościach – dodaje Stelmach.
GE właśnie zatrudnia informatyków do niedawno otwartego centrum kompetencji GE Healthcare IT w Krakowie. W Warszawie dla koncernu pracuje ponad 1600 inżynierów w Engineering Design Ceter utworzonym z Instytutem Lotnictwa. Badają elementy silników i turbin, szukając możliwości usprawnienia.