Na papierze wszystko wyglądało idealnie. Francuski skarb państwa sprzedał w czerwcu luksusowy apartament dwupoziomowy przy 740 Park Avenue w Nowym Jorku za rekordowe 70 mln dolarów i szykował się do podpisania umowy kupna nowej rezydencji dla swego ambasadora przy ONZ w bardzo eleganckiej dzielnicy Sutton Place, dwa kroki od siedziby ONZ.
Był to bardziej nowoczesny apartament, wynegocjowana cena okazała się rozsądna - 7,8 mln dolarów - bo składał się z 14 pokojów na 4. i 5. piętrze wieżowca w stylu Art deco nad brzegiem Rzeki Wschodniej ze wspaniałym widokiem na most Queensboro i romantyczne ruiny Roosevelt Island. Dodatkowo do wspólnego uzysku kort tenisowy i prywatny ogród.
Nic nie wyszło jednak z tej wspaniałej okazji za sprawą upartej sąsiadki, spadkobierczyni bogatego magnata prasowego Waltera Anneberga, której matka Leonore była szefem protokołu u Ronalda Reagana.
Elisabeth Kabler, mieszkająca w czwartym apartamencie po drugiej stronie korytarza zaniepokoiła się konsekwencjami ewentualnego sąsiedztwa ambasadora, nawet francuskiego. Jej list pełny oburzenia zwrócił wagę pozostałych 63 właścicieli w tym bloku.
- Przekonała mnie! - stwierdził John Jones, który przyznał, że początkowo nie przyłączył się do powszechnego sprzeciwu. - Taki ambasador to organizuje przyjęcia. Byłoby dużo hałasu, ciągłe jeżdżenie windą, pewnie uzbrojeni ochroniarze. A gdy zmieni się ambasador może okazać się, że nowy nie pasuje do stylu tego budynku. Nie mamy nic przeciwko temu panu, życzymy mu jak najlepiej, ale chcemy mieć spokój.