W przygranicznym Wyborgu litr benzyny kosztuje w przeliczeniu na euro - 40 centów; 2l Coca-coli - 37 centów, kurtka dziecięca - 10 euro; najlepsze rosyjskie wódki są po mniej niż 5 euro; obiad z trzech dań w restauracji to wydatek... 3 euro. Nic dziwnego, że na przejściu granicznym kolejka Finów jest już długa na ponad kilometr.

Estończycy (szczególnie mieszkańcy rosyjskojęzycznej Narwy) zaczęli jeździć do rosyjskiego Iwanogorodu i Kingisepp. Kupują sprzęt RTV i AGD szczególnie wielkie telewizory. Ceny w sklepach nie wzrosły pomimo, że w ostatnich dwóch dniach rubel spadł w stosunku do euro tak, że wczoraj europejska waluta chodziła nawet po 100 rubli.

W graniczącym z Polską obwodzie kaliningradzkim euro we wtorek osiągnęło najwyższy w Rosji kurs - 110 rubli. Liczba chętnych do zakupów w Polsce wyraźnie spadła, za to coraz więcej Polaków z gmin nadgranicznych Warmii i Mazur wyskakuje do sąsiadów po paliwo i inne towary. Dzięki małemu ruchowi granicznemu obie strony poruszają się w ruchu bezwizowym.

Tymczasem rosyjscy producenci alkoholu, soków, ryb, herbaty, owoców wstrzymują dostawy do sieci detalicznych. Przyczyna to skoki kursów walut i dewaluacja rubla. Największy rosyjski producent soków „Sady nad Donem" poinformował, że przerwał załadunek soków ze starymi cenami, z powodu krachu kursu rubla. W produkowanych sokach wkład walutowy stanowi ponad 70 proc. kosztów. „Podstawowe składowe kosztów to technologia i urządzenia od wiodących europejskich firm, opakowania, surowiec, którego się w Rosji nie wytwarza - to wszystko jest importowane za twardą walutę.". Ta stała się w ostatnich dniach dramatycznie droga, a firmy sprzedają najczęściej z opóźnioną do 45 dni płatnością. W tej sytuacji lepiej wstrzymać dostawy, aniżeli stracić.

Podobnie zachowuje się wiele innych firm, które importują składowe swoich produktów: branża rybna, alkoholowa, herbata, kawa, owoców i warzyw itp.