Cel Philip Morris International: zgasić papierosa w Polsce

Za 10–15 lat papieros trafiłby do muzeum, gdybyśmy wszyscy zachęcali palaczy do odejścia od papierosów, a jeśli ci nie potrafią, to do przejścia na mniej szkodliwe wyroby bezdymne – mówi Michał Mierzejewski, nowy wiceprezydent PMI.

Publikacja: 20.03.2023 03:00

Cel Philip Morris International: zgasić papierosa w Polsce

Foto: materiały prasowe

Został pan jednym z trzech wiceprezydentów Philip Morris International na Europę, wchodząc do zarządu globalnego. Objął pan swoją pieczą Polskę, kraje bałtyckie, Mołdawię i Ukrainę. Ogromny teren, mnóstwo ludzi. I mnóstwo wyzwań.

Tak. Zacznę od tego, że zdecydowaliśmy w PMI, że nie możemy dłużej utrzymywać w naszym podziale świata Ukrainy z byłymi republikami radzieckimi ze wschodu. Podjęliśmy decyzję o przyłączeniu Ukrainy, a także Mołdawii, do Europy. Wyprzedziliśmy trochę trendy polityczne i gospodarcze, które następują nieco wolniej. Największym wyzwaniem, przed jakim stoimy od przeszło roku, jest wojna za naszą wschodnią granicą i pomaganie naszym pracownikom oraz ich rodzinom z Ukrainy i po prostu Ukraińcom. Nadal płacimy pracownikom z naszej fabryki w Charkowie, która nie pracuje, bo została zbombardowana. To duże wydatki, które przekraczają nasze potencjalne zyski z działalności w Ukrainie w najbliższych latach. Jednak najważniejsza jest teraz pomoc humanitarna. Ta wojskowa i polityczna płynie szerokim strumieniem. Ta ludzka już nie jest tak duża, a potrzeby są ogromne. Staramy się odpowiadać na nie. W ramach ostatniej zeszłorocznej transzy pomocy kupiliśmy m.in. generatory prądu. Bardzo ważna będzie teraz pomoc psychologiczna. Wojna miejmy nadzieję się skończy, ludzie wrócą do domów, będą się mierzyli z trudną codziennością, strasznymi przeżyciami, lękami, traumami. Dlatego staramy się przeszkolić naszych pracowników w zakresie podstawowych umiejętności terapeutyczno-psychologicznych do wykorzystania w kontaktach z bliskimi z Ukrainy.

Pan musi też dbać o interes firmy, o jak najlepszą sprzedaż. Jak sobie z tym radzicie?

Ciągle prowadzimy działalność w Ukrainie. Jesteśmy jednym z największych podatników w tym kraju. Ale oczywiście napotykamy problemy, których gdzie indziej nie ma. Np. produkty elektroniczne, w tym nasze podgrzewacze tytoniu, bywają problematyczne, bo często brak prądu i możliwości ich naładowania. Problemem jest drastyczny spadek dochodów Ukraińców. Ludzie mają mniej pieniędzy, często nie mają pracy, mocno zmniejszyła się ich siła nabywcza. Do tego rząd ma ogromny apetyt na podatki. W tej sytuacji rośnie szara strefa, w ub.r. sięgnęła 35 proc.

W ogóle czy na rynku tytoniowym?

Na rynku tytoniowym. Opanowują go grupy przestępcze. Ogromna nadzieja w tej sytuacji w prezydencie Zełenskim, który stara się stanowczo zwalczać korupcję i szarą strefę. To daje szansę, że pod względem standardów Ukraina będzie normalnym europejskim krajem. Prowadzenie biznesu w tym kraju nigdy nie było łatwe. Ale determinacja administracji prezydenckiej daje nadzieję, że kraj szybko stanie na nogi.

Fabryka w Charkowie została zbombardowana i nie pracuje. Do Ukrainy trafiają wasze papierosy i wyroby do podgrzewania produkowane w innych krajach?

Wybuch wojny w Ukrainie sprawił, że mieliśmy całkowicie przecięte łańcuchy dostaw. Zajęliśmy się ewakuacją pracowników, na fabrykę spadła bomba. W tej sytuacji daliśmy innym naszym fabrykom, m.in. w Krakowie, zielone światło na produkcję na rynek ukraiński. Z jednym z naszych konkurentów, który ma czynną fabrykę w Ukrainie, zawarliśmy kontrakt, w ramach którego produkuje także dla nas. Ale zgodnie z naszymi standardami. W 2023 r. będziemy stabilizować sytuację. Wyroby do podgrzewania importujemy z naszych fabryk w Rumuni, Grecji i we Włoszech.

Jak idzie zdobywanie rynków przez wasze wyroby do podgrzewania tytoniu?

Jeśli chodzi o Ukrainę, to jest to dziś oczywiście bardzo trudny rynek. Pragnienie Ukraińców lepszego życia sprawiało, że przed wojną bardzo chętnie przechodzili z tradycyjnych papierosów na produkty do podgrzewania, przede wszystkim na nasze IQOS-y. Korzystało z nich już ponad milion osób. Z kolei na Litwie, w Wilnie, w pierwszym kwartale przeszło 50 proc. użytkowników podgrzewało tytoń, zamiast go palić. Jeśli chodzi o cały świat, to np. w Japonii po wprowadzeniu IQOS-a sprzedaż tradycyjnych papierosów drastycznie spadła – o około 47 proc. I są już badania, które wskazują na to, że mogło się to przyczynić do ograniczenia niektórych chorób związanych z paleniem, jak choroba niedokrwienna serca czy przewlekła obturacyjna choroba płuc. To dowód, że jak ludzie zmieniają nawyki i idą w kierunku mniejszego zła, czyli używania rzeczy mniej szkodliwych, ich zdrowie może na tym zyskać. To też pokazuje, że gdybyśmy wszyscy zaczęli zachęcać palaczy do odejścia od papierosów, a jeśli nie potrafią, do przejścia na mniej szkodliwe wyroby bezdymne, to za 10–15 lat papierosa można by było zobaczyć w muzeum. Ale to nie jest zadanie tylko dla producentów wyrobów tytoniowych i bezdymnych, lecz także np. dla Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).

Jak to wygląda w Polsce?

U nas rynek podgrzewaczy tytoniu rośnie też dzięki naszej konkurencji – oferują je trzy z czterech firm. Cieszymy się, że weszły w tę kategorię produktów, bo mamy cel, żeby zgasić papierosa w Polsce. Liczymy na to, że wkrótce dołączą kolejni producenci, z korzyścią dla zdrowia publicznego. Nie ma produktów tytoniowych całkowicie wolnych od ryzyka, ale zastąpienie palenia tytoniu jego podgrzewaniem może to ryzyko diametralnie ograniczać. Analizy amerykańskiej FDA potwierdzają przy tym, że potencjał naszego IQOS-a w kontekście inicjacji nałogu jest marginalny. Produkty tego typu stopniowo wypierają papierosy tradycyjne. Sama FDA uznaje zresztą papierosy za dużo bardziej szkodliwe od innych wyrobów z nikotyną.

Jaka część palaczy w Polsce przeszła na podgrzewacze?

Na koniec roku było ich 10 proc. Ta liczba cały czas rośnie, choć niestety dużo wolniej niż w innych krajach.

Ostatnie lata to trudny czas na prowadzenie biznesu. Najpierw przyszła pandemia. Dotknęła PMI i branżę tytoniową?

Ależ oczywiście. Nasz biznes polega na kontakcie z palaczami. Tego kontaktu przez dwa lata praktycznie nie było. Konsument do punktu sprzedaży przychodził jak po ogień. Obowiązywały maseczki, limity liczby klientów. Ludzie wchodzili tylko po to, by załatwić konkretną sprawę. Szybko robili zakupy i wychodzili. Nie było czasu na rozmowy, prezentację nowych produktów. Odwołano wszystkie wydarzenia, różnego rodzaju festiwale, zamknięto restauracje. To miejsca, w których ludzie w naturalny sposób dowiadują się m.in. o alternatywach dla papierosów, o naszych produktach, wymieniają się doświadczeniem. I to był dla nas wielki problem. Równocześnie doszło do zerwania łańcuchów dostaw. One się nam posypały, podobnie jak w wielu innych branżach. Do tej pory widać to na rynku samochodowym. Nasze podgrzewacze też opierają się na skomplikowanej elektronice, na układach scalonych. Był problem z ich dostawami m.in. z Tajwanu. Musieliśmy opóźnić prezentacje nowych urządzeń. Były też problemy z papierem. Pandemia pokazała, że globalizacja nie zawsze się sprawdza. Stąd odwrót na całym świecie od tego, by produkcję opierać na pojedynczych zakładach, gdzieś daleko w Azji. I stąd zmiana geografii produkcji.

Mamy wysoką inflację, wszechobecna drożyzna pustoszy portfele konsumentów. Ludzie zmieniają nawyki zakupowe, ograniczają wydatki, często zaczynając od używek. Odczuwacie to?

Polska jest wyjątkowym krajem, jeśli chodzi o zachowania konsumenckie. Na długo przed wybuchem inflacji polscy konsumenci kierowali się zasadą „smart choice”, czyli kupić jakościowy produkt w jak najniższej cenie. To nie dotyczy tylko naszej branży. Konsumenci od dawna sięgali po najtańsze produkty, dlatego producenci musieli poprawić ich jakość. Można powiedzieć, że na dziś rynek jest dobry, stabilny i rośnie.

Jeszcze niedawno poważnym problemem branży tytoniowej w naszym kraju była szara strefa. Jak to wygląda w tej chwili?

Polska powinna dostać medal za walkę z szarą strefą tytoniową. Kiedyś to był wielki problem. Ale służby celne, policja, cały aparat państwa potraktowały walkę z szarą strefą systemowo, priorytetowo. Dzisiaj nasz kraj na mapie Europy i świata jest jednym z liderów walki z nielegalnym handlem, z jednym z najniższych jego udziałów w rynku, na poziomie 5 proc., gdy jeszcze parę lat temu sięgał 20 proc. Dobry wynik Polski to też efekt bliskiej współpracy naszej firmy z policją, KAS i Strażą Graniczną, którą sformalizowaliśmy lata temu. Francuzi powinni przyjechać dziś do Polski, zapytać naszych celników i służby o to, jak walczy się z nielegalnym handlem. Francja jest krajem wewnątrzunijnym. Nie mają zewnętrznych unijnych granic. Tymczasem szara strefa na rynku tytoniowym sięga tam 35 proc.

Może to skutek bardzo wysokich cen?

Ale też złej polityki fiskalnej. U nas dochody budżetu państwa z podatków od wyrobów tytoniowych co roku rosną. We Francji spadają, choć liczba palaczy wcale tam nie spada. To oznacza, że trzeba dobrze wyważyć politykę podatkową i mądrze ją skonstruować, co ma miejsce u nas. Ale też podejść poważnie do ochrony swojego rynku.

W czasie pandemii PMI włączył się w prace nad szczepionką i lekami chroniącymi życie. Zarzuciliście to potem?

Nie, rozwijamy te obszary. Mamy duże doświadczenie w zakresie produkcji i konsumpcji technologii wziewnych. Poszliśmy krok dalej. Kupiliśmy trzy duże firmy farmaceutyczno-biotechnologiczne. Jedna z nich produkuje medyczne inhalatory wziewne i nebulizatory. I idziemy w kierunku leków wziewnych. Inna nasza firma jest liderem rynku nikotynowej terapii zastępczej. Produkuje też leki doustne i podjęzykowe, które poprawiają komfort życia. Kolejna produkuje m.in. wziewną aspirynę. To są kierunki, w które idziemy. Wartość globalnego rynku wziewnych technologii medycznych jest szacowana na 35 mld dol. W 2027 r. ma osiągnąć 50 mld dol. Rośnie o 7 proc. rok do roku. Tego rodzaju inwestycji szukamy i tego rodzaju inwestycje będziemy rozwijali. Niedawno sfinalizowaliśmy zakup szwedzkiej firmy, lidera doustnych saszetek z nikotyną. To kolejny krok w stronę budowy przyszłości bez papierosa. To wszystko pokazuje, że PMI jest w świetnej kondycji. A będzie w jeszcze lepszej.

Szefem całego koncernu PMI jest inny Polak, Jacek Olczak.

On mnie zrekrutował na stanowisko menedżera. Już wtedy był prezesem polskiej spółki PMI.

To rzadki przypadek, gdy Polacy stają na czele globalnych koncernów.

Polska jest miejscem rozwoju wielu talentów. Nie jestem więc jednym z dwóch, ale jednym z wielu Polaków, którzy robią kariery w firmach na całym świecie.

Michał Mierzejewski

Jest wiceprezydentem PMI na Europę. Z wykształcenia prawnik, absolwent Wydziału Prawa i Administracji UW. Z Philip Morris związany od 2004 r. W 2008 r. wszedł do zarządu spółki, objął też stanowisko dyrektora ds. korporacyjnych na Polskę. W 2013 r. obszar ten poszerzono o kraje bałtyckie. Od 2017 r. był dyrektorem zarządzającym Philip Morris Polska i Kraje Bałtyckie. 

Został pan jednym z trzech wiceprezydentów Philip Morris International na Europę, wchodząc do zarządu globalnego. Objął pan swoją pieczą Polskę, kraje bałtyckie, Mołdawię i Ukrainę. Ogromny teren, mnóstwo ludzi. I mnóstwo wyzwań.

Tak. Zacznę od tego, że zdecydowaliśmy w PMI, że nie możemy dłużej utrzymywać w naszym podziale świata Ukrainy z byłymi republikami radzieckimi ze wschodu. Podjęliśmy decyzję o przyłączeniu Ukrainy, a także Mołdawii, do Europy. Wyprzedziliśmy trochę trendy polityczne i gospodarcze, które następują nieco wolniej. Największym wyzwaniem, przed jakim stoimy od przeszło roku, jest wojna za naszą wschodnią granicą i pomaganie naszym pracownikom oraz ich rodzinom z Ukrainy i po prostu Ukraińcom. Nadal płacimy pracownikom z naszej fabryki w Charkowie, która nie pracuje, bo została zbombardowana. To duże wydatki, które przekraczają nasze potencjalne zyski z działalności w Ukrainie w najbliższych latach. Jednak najważniejsza jest teraz pomoc humanitarna. Ta wojskowa i polityczna płynie szerokim strumieniem. Ta ludzka już nie jest tak duża, a potrzeby są ogromne. Staramy się odpowiadać na nie. W ramach ostatniej zeszłorocznej transzy pomocy kupiliśmy m.in. generatory prądu. Bardzo ważna będzie teraz pomoc psychologiczna. Wojna miejmy nadzieję się skończy, ludzie wrócą do domów, będą się mierzyli z trudną codziennością, strasznymi przeżyciami, lękami, traumami. Dlatego staramy się przeszkolić naszych pracowników w zakresie podstawowych umiejętności terapeutyczno-psychologicznych do wykorzystania w kontaktach z bliskimi z Ukrainy.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Biznes
Dobre 30 lat leasingu. Będą kolejne rekordy
Biznes
Nowy zakład Azotów pełną parą ruszy za kilka miesięcy
Biznes
UE zamienia słowa w czyny: broń dla Ukrainy za rosyjskie pieniądze
Materiał partnera
Samochód elektryczny potrzebuje energii tak samo jak telefon
Biznes
Sztuczna inteligencja jest lustrem ludzkości