Prywatyzacja, podejmowanie decyzji opartych wyłącznie na podstawach ekonomicznych. Takie cechy muszą charakteryzować przewoźnika lotniczego. Dotychczas Polskie Linie Lotnicze LOT nie miały takiego szczęścia.
W sobotę ukazały się w prasie ogłoszenia o konkursie na stanowisko prezesa LOT. Nowy szef zostanie wybrany szybko, prawdopodobnie już 18 marca podczas posiedzenia rady nadzorczej. A powinien mieć jeden główny cel – jak najszybciej uciec w prywatyzację.
Dotychczas przewoźnik postrzegany był przez władze jako spółka strategiczna, w której państwo musi mieć zagwarantowaną większość udziałów. Politycy rozdawali stanowiska, a jeśli trafił się prawdziwy konkurs, który wygrał profesjonalista, każdy pretekst był dobry, by pozbyć się wybranego w ten sposób szefa firmy. Tak było rok temu z ostatnimi prezesami.
Dzisiaj LOT znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Jego strategia zakłada rozwój, ale przez najbliższe lato, czyli najlepszy sezon, musi walczyć przede wszystkim o przetrwanie. Cały problem w tym, aby nie utracić udziału w stale zwiększającym się rynku, i to w czasach, kiedy paliwo jest horrendalnie drogie, a konkurencja na rynku zabójcza.
Poprzedni zarząd uważał, że w tym roku wyniki finansowe LOT poprawią się dzięki trasie do Pekinu. A tymczasem ta trasa i planowane na koniec marca wznowienie połączeń ze stolicą Chin są właśnie przykładem zewnętrznych nacisków na kierownictwo przewoźnika. Zresztą akurat Chiny to przypadek, bo politykom chodziło o to, aby LOT latał dokądkolwiek w Azji. Wymieniano także Seul, Tokio, Delhi czy Bangkok.