Od 5 rano stała dziś kolejka chętnych do zrobienia tańszych zakupów w luksusowym londyńskim domu towarowym Selfridges. Na otwarcie sklepu czekali cztery godziny. Jutro ruszy wyprzedaż w słynnym Harrodsie i w większości największych polskich sieci handlowych.
Brytyjscy klienci nie myślą na razie o zagrożeniu kryzysem także na ich rynku kredytów hipotecznych czy droższym pożyczaniu pieniędzy. Wczoraj szacowano, że tylko przez londyńską Oxford Street przewinęło się pół miliona kupujących. Taniej można kupić praktycznie wszystko – od żywności przez kreacje od najsłynniejszych krawców, meble, artykuły gospodarstwa domowego po książki. Najlepsze londyńskie sklepy zadbały o komfort klientów. W Selfridges można wynająć butlera, który bez słowa protestu będzie nosił paczki zakupoholików. Wcześniej można zarezerwować miejsce u kosmetyczki, manikiurzystki, stolik w sklepowej restauracji czy transport do domu. Ale ceny tych usług nie zostały obniżone.
Zdaniem ekonomistów to już ostatnie takie szaleństwa Brytyjczyków. W przyszłym roku i oni, tak jak cała zachodnia Europa, odczują kryzys na rynku kredytów hipotecznych i będą rozsądniej patrzyli na każdego wydawanego funta.
W wielusetmetrowych kolejkach przed największymi sklepami w Londynie słychać nie tylko angielski. Tani funt i rekordowo silne euro (także złoty) zachęcają do zakupów w brytyjskich sklepach. Stolica Wielkiej Brytanii jest jednak najdroższym miastem w Europie, a ceny towarów dopiero po pierwszych obniżkach spadają do poziomu paryskich i mediolańskich, po kolejnych – do liz-bońskich i warszawskich.
W Wielkiej Brytanii w Internecie jest mnóstwo rad dla łowców wyprzedażowych okazji. Większość poradników zaczyna się tak: załóż najwygodniejsze buty, jakie masz, weź ograniczoną sumę, żeby nie zadłużać się na przyszłość. Przygotuj sobie listę osób, które w najbliższym czasie powinny od ciebie dostać prezent. Nie kupuj na oślep, pod wpływem impulsu. Sądząc po zdjęciach, jakie wczoraj nadeszły z Londynu, ostatnie rady raczej nie zostały wzięte pod uwagę.