Prawdopodobieństwo strajku jest tym większe, że rozdźwięk między ofertą podwyżek dyrekcji a oczekiwaniami załogi jest olbrzymi. Spełnienie żądań oznaczałoby jednak utratę płynności. Strajkowi przyklaśnie konkurencja. Protest to kolejna utrata udziałów Poczty w rynku.
Staram się z pocztą mieć jak najmniej kontaktów. Jest bowiem nienormalne, że wysyłając list na drugi kraniec Warszawy, muszę brać pod uwagę, że adresat otrzyma go za dwa tygodnie. Nie popieram więc głosów, by Urząd Komunikacji Elektronicznej wyposażyć w narzędzia do walki z prywatnymi operatorami, którzy wkroczyli w obszar zastrzeżony dla Poczty, czyli przesyłek do 50 gramów wagi. Gdyby nie dołączane do przesyłek woreczki z piaskiem i metalowe blaszki, mielibyśmy w kraju kompletny paraliż usług pocztowych. Wszak to nie z winy konkurencji załamały się na poczcie wskaźniki czasu dostarczania przesyłek.
Poczta niewiele płaci tzw. pracownikom operacyjnym, czyli np. listonoszom. Nic dziwnego, że brakuje ludzi do tej pracy. A wydajność jest mała. W najbliższej perspektywie nie ma możliwości zauważalnego podniesienia płac. Na rynku tradycyjnych usług pocztowych, na którym Poczta jest podmiotem dominującym, nastąpiła stabilizacja obrotów. Niedokapitalizowana firma pozbawiona jest możliwości inwestowania w innych rozwijających się obszarach rynku. Marzenie dyrekcji, by jedynie połowę przychodów stanowiły produkty typowo pocztowe – paczki, listy etc. – spełni się przy co najmniej 5 mld zł inwestycji.
Przygotowana ustawa o komercjalizacji Poczty Polskiej wprowadzić ma skuteczny nadzór właścicielski. Dotychczasowy, jednoosobowy model z dyrektorem generalnym na czele przy mocnych związkach zawodowych się nie sprawdził. Przeciw zmianom buntuje się średni szczebel zarządzania, wywołując lęki wśród załogi. Dla nich najlepiej byłoby tak, jak jest, tylko przy lepszych płacach i zarządzaniu. Wszystko, co nowe, to zagrożenie. Restrukturyzacja bowiem musi dotyczyć rozbudowanej administracji.
W nowej strukturze prawnej łatwiej będzie Poczcie pozyskiwać pieniądze na rozwój (obligacje, kredyty). Jako spółka będzie mogła szybciej reagować na potrzeby rynku. Pytanie tylko, czy można już dziś mówić o szybkim upublicznieniu akcji firmy? Co prawda, mimo kiepskiej kondycji finansowej akcje Poczty mogą być atrakcyjne, biorąc pod uwagę decyzję Komisji Europejskiej, która zgodziła się, by Polska otworzyła rynek usług pocztowych dopiero od 2013 r., a nie jak planowano od 2009. Z drugiej strony, firma, która wykazuje stratę, nie będzie wypłacać dywidendy. Wprowadzanie Poczty w obecnym stanie na giełdę spowodowałoby wycenienie jej akcji poniżej rzeczywistej wartości, co byłoby dużą stratą dla Skarbu Państwa.