Jeszcze w piątek wieczorem wydawało się, że ostateczne porozumienie kończące trwające od siedmiu lat międzynarodowe negocjacje zwane rundą z Dauhy jest na wyciągnięcie ręki. Kolejne cztery dni rozmów mają pomóc rozwiązać klincz między krajami rozwijającymi się a światowymi potęgami. Pierwsze za wszelką cenę chcą ochronić swój rynek przed napływem towarów rolnych, zarzucając jednocześnie potentatom, że idą na zbyt niewielkie ustępstwa w otwieraniu własnych rynków.
Szanse na wyjście z impasu umożliwiła sobotnia obietnica USA, które zgodziły się na obniżenie subsydiów rolnych o pół miliarda dolarów. Przy okazji Amerykanie zapowiedzieli ułatwienia w uzyskiwaniu wiz przez wykształconych cudzoziemców. Susan Schwab, negocjatorka amerykańskiego rządu, zastrzegła jednak, że obydwa ustępstwa muszą zostać zatwierdzone przez Kongres.
„Nie ma gwarancji, że kruchy pakiet, którego zarysy zaczęły się pojawiać w piątek, przetrwa” – napisał jednak w swym blogu unijny negocjator Peter Mandelson. Ale pozycja negocjacyjna Mandelsona też nie jest mocna. W Irlandii, Francji i we Włoszech pojawiają się głosy niezadowolenie, że poszedł on na zbyt daleko posunięte ustępstwa, zwłaszcza jeśli chodzi o rolnictwo.
Zupełnie nieoczekiwanie tempa nadały negocjacjom w miniony weekend rozmowy o liberalizacji sektora usług, które w tej chwili stanowią aż 75 proc. eksportu krajów uprzemysłowionych.
Teraz negocjatorzy będą starali się porozumieć w sprawie metod ochrony rolników w najbiedniejszych państwach świata i granic otwarcia tych krajów na import towarów przemysłowych.