Rosyjski nadzór wykrył, że unijni eksporterzy wysyłają na tamtejszy rynek owoce i warzywa, które nie zostały zbadane przez laboratoria. Znaczna część towarów miała też przekroczone normy pestycydów, azotanów i azotynów. Polsce nadzór zarzucił wprost naruszenie podpisanego dwa lata temu memorandum poprzez brak monitoringu bezpieczeństwa produktów roślinnych przeznaczonych do konsumpcji. Rosjanie ostrzegli, że kolejnym krokiem będzie wprowadzenie embarga, a także cofnięcie akredytacji dla tych laboratoriów, które wydały certyfikaty skażonym towarom.
Polskie władze już zareagowały na ostrzeżenia z za wschodniej granicy. – Zobowiązaliśmy się do zorganizowania spotkania z instytucjami zajmującymi się kontrolą bezpieczeństwa żywności, eksporterami i producentami. Chcemy wypracowania rozwiązań, które umożliwią spełnienie wymagań Rosji – zapewnia Artur Łączyński z Głównego Inspektoratu Ochrony Roślin i Nasiennictwa.
[srodtytul]Polskie przywileje[/srodtytul]
Mimo to eksporterzy obawiają się, że i tak dojdzie do obostrzeń w handlu z Rosją. Polska jest bowiem w uprzywilejowanej sytuacji. Teraz krajowi przedsiębiorcy, którzy wysyłają produkty roślinne na rosyjski rynek, pokazują tylko oświadczenie o pozostałości pestycydów, herbicydów i metali ciężkich. Eksporterzy z innych krajów UE muszą przedstawiać wyniki badań w laboratoriach.
– Ale w najbliższych miesiącach Rosjanie prawdopodobnie przestaną honorować nasze oświadczenia i nałożą wymóg badań na obecność herbicydów i pestycydów w każdej partii towaru. To będzie jak nieformalne embargo – uważa Krzysztof Bączek, prezes Business Agriculture Consulting.