[b]Rz: Od kiedy fedrowaliście w ścianie V? [/b]
Górnik z kopalni Wujek-Śląsk, który pracował na feralnej ścianie na ostatniej zmianie przed tragedią, opuścił kopalnię cztery godziny przed wybuchem: Od kwietnia ubiegłego roku. Właściwie ją kończyliśmy. Zostało nam 11 metrów, roboty na dwa tygodnie. Było aż pięć zmian, ze względu na trudne warunki czas pracy został tam skrócony. Mieliśmy rozpocząć prace na ścianie IV, też na poziomie 490 (1090 metrów pod ziemią – red.), trochę dalej. Właściwie część ludzi już tam zaczęła chodzić. Warunki są tam tak samo trudne – wysoka temperatura, około 30 stopni i metan. Na takich głębokościach, a więc ponad 1000 metrów pod ziemią, metanu jest bardzo dużo. Im głębiej, tym więcej.
[b]Czy były na was, górników, naciski z góry, żeby przestawiać czujniki, fałszować odczyty, generalnie – łamać zasady bezpieczeństwa?[/b]
Nie było żadnych nacisków. Wszyscy tego strasznie pilnowali, bo my chcemy żyć! Ratownik był i pilnował, żeby ten czujnik wisiał na swoim miejscu. Dbał o to nadsztygar, nasz sztygar, wszyscy zresztą tego pilnowaliśmy. Jeden drugiego.
[b]Pracował pan na poprzedniej zmianie, wyjechał pan z dołu kilka godzin przed zapaleniem się metanu. Czy gaz dawał wam jakieś sygnały?[/b]