Od ubiegłego tygodnia Polacy mogą kupić dwa napoje energetyczne o nazwie tiger. Oferuje je należąca do Wiesława Włodarskiego spółka FoodCare oraz Maspex, czołowa firma spożywcza w Europie Środkowo-Wschodniej. Ta ostatnia robi to od końca 2010 r. na mocy licencji, której udzielił jej Dariusz Michalczewski. Wcześniej przez siedem lat ten były bokser współpracował z FoodCarem. Umowę z Włodarskim zerwał, ponieważ ten przestał mu płacić za udostępnienie znaku.
Zdaniem Adama Bogacza, prezesa firmy doradczej AKB Consulting, niejasny status prawny i zamieszanie w dystrybucji nie sprzyjają najpopularniejszemu energetykowi w Polsce. Kto zyska najbardziej?
– Przede wszystkim główny konkurent tigera, którym jest red bull – uważa Bogacz. To właśnie red bullowi tiger odebrał pozycję lidera na polskim rynku energetyków. W Red Bullu nie komentują zamieszania wokół tigera. Nie podają także wyników. Szacuje się, że w 2010 r. udziały tej marki w Polsce, pod względem wartości sprzedaży, wynosiły ok. 25 proc.
W 2010 r. spośród najpopularniejszych energetyków najwięcej zyskał burn produkowany przez Coca-Colę. Jego udziały wyniosły niemal 8 proc. Natomiast w 2009 r. były na poziomie 6,5 proc. – W 2010 r. wielkość sprzedaży burna wzrosła o niemal 60 proc. – wyjaśnia Iwona Jacaszek, dyrektor ds. korporacyjnych Coca-Cola HBC Polska. Coraz lepiej radzi sobie na rynku także marka Green up należąca do firmy Herbapol. W 2010 r. popyt na nią zwiększył się o ponad 120 proc. Paweł Kawecki, kierownik marketingu Herbapolu, podaje, że green up kontroluje ok. 3 proc. rynku pod względem wartości sprzedaży.
Lista chętnych do odebrania udziałów tigerowi jest coraz dłuższa. Latem ubiegłego roku z marką Adrenaline Mountain Dew zadebiutował u nas koncern PepsiCo. W 2010 r. ekspansję na rynku krajowym zaczęła także wywodząca się z Mazowsza marka Las Vegas.