Górnicy i zarząd JSW są od stycznia w sporze zbiorowym dotyczącym 10 proc. podwyżki płac. Wczoraj Jarosław Zagórowski, prezes JSW powiedział w Katowicach, że zarząd jest gotowy na podwyżki, nawet o 10 proc., ale musi to być związane z wydajnością. - Taka podwyżka to koszt ok. 200 mln zł w skali roku, więc trzeba na to zarobić - tłumaczył. Kierownictwo JSW chce wprowadzenia m.in. premii związanych z wydobyciem (podobne plany ma Katowicki Holding Węglowy, tam też trwa spór zbiorowy dotyczący płac).
Związkowcy dwudniowe referendum strajkowe, w którym zapytają załogę o zgodę na ewentualny strajk (najczęściej jest to zatrzymanie pracy kopalń) motywują tym, że ich zdaniem pracodawca utrudnia zorganizowanie głosowania, więc jednodniowe mogłoby nie być miarodajne. By referendum było ważne, musi w nim zagłosować ponad połowa z 22,6 tys. zatrudnionych. I ponad połowa z głosujących musi dać zielone światło do strajku. Jednak związkowcy są prawie pewni wyniku. Nie zdarzyło się jeszcze bowiem, by górnicy powiedzieli w referendum strajkowym nie. Jeśli dojdzie do zatrzymania pracy kopalń należących do JSW, to doba takiego postoju oznacza dla spółki kilkadziesiąt milionów złotych utraty przychodów z tytułu niewydobytego węgle. A na paliwo koksowe (bazę do produkcji stali), którego kopalnie z Jastrzębia są głównym producentem w UE, jest teraz koniunktura, na rynkach światowych tona tego surowca kosztuje dobrze ponad 300 dolarów za tonę bijąc cenowe rekordy z 2008 r.
JSW skupia pięć kopalń. W ubiegłym roku łączna ich produkcja wyniosła ok. 13,5 mln ton. Spółka zatrudnia 22,6 tys. ludzi. Na 30 czerwca skarb państwa, który jest obecnie jej jedynym właścicielem planuje jej upublicznienie na GPW. Analitycy szacują jej wartość na 10-11 mld zł. W 2010 r. zysk jastrzębskiej firmy sięgnął prawie miliarda złotych netto.