Premier Ukrainy Mykoła Azarow zażądał dziś od ministra energetyki, by dokładnie przeanalizował kontrakty na dostawy gazu rosyjskiego, jakie mają różne kraje europejskie. Uważa bowiem, że sposób obliczania cen surowca w długoletniej umowie, którą z Gazpromem zawarła Ukraina, są wyjątkowo niekorzystne i gorsze od tych, jakie rosyjski koncern ustalił z innymi europejskimi klientami.

Rząd w Kijowie obawia się skutków podwyżek cen gazu importowanego z Rosji dla całej gospodarki. Zgodnie z zawartą w styczniu 2009 r. umową, Gazprom nalicza opłaty Ukraińcom w odniesieniu do notowań cen ropy, choć i tak korzystają z pewnych upustów. W efekcie Ukraina płaci teraz 295 dol. za każdy tysiąc m

3

surowca, ale w kolejnych kwartałach cena wzrośnie – do 350 dol. Premier próbował renegocjować formułę cenową w czasie niedawnej wizyty w Moskwie, ale szef rosyjskiego rządu, Władimir Putin, nie pozostawił mu żadnych złudzeń, co do takiej możliwości. Rosjanie uważają, że nie ma powodu do zmian w kontrakcie, a Ukraina powinna płacić cenę rynkową.

Płatności za rosyjski gaz są dużym problemem dla Ukrainy. Premier Azarov przyznał, że może okazać się, iż jego kraj zostanie zmuszony do skorzystania z pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. MFW przyznał temu krajowi znaczący kredyt stabilizacyjny - 15 mld dol., ale po tym jak władze w Kijowie nie wywiązały się z zobowiązań dotyczących reform, m.in. wydłużenia wieku emerytalnego i urealnienia cen detalicznych gazu, wstrzymał przelew. Teraz Ukraina może wystąpić o wypłatę 1-2 mld dol. – Rosnące ceny gazu zmuszają nas, byśmy płacili coraz więcej i więcej, co obniża nasze rezerwy walutowe – stwierdził szef rządu.