Od kiedy 20 stycznia objął po raz drugi stery najpotężniejszego kraju na Ziemi, Donald Trump właściwie każdego dnia nadaje ton międzynarodowemu życiu politycznemu i gospodarczemu. Ale czy ta niezwykła, granicząca czasem z szaleństwem aktywność przekłada się na jakąś trwałą zmianę?
4 lipca Ameryka będzie obchodziła 250. rocznicę swojej niepodległości. Ale inaczej niż w przeszłości, tym razem uroczystości będą organizowały dwa komitety, nie jeden. Pierwszy, nad którym patronat objął Barack Obama i George W. Bush, ma być wyrazem ponadpartyjnej zgody w fundamentalnych dla Ameryki kwestiach. Drugi, który powołał Trump, jest wyrazem przyspieszającej rewolucji w Stanach Zjednoczonych. Prezydent już polecił zmienić niektóre ekspozycje muzeów w Waszyngtonie, podobnie jak najważniejszych miejsc historycznych w całym kraju. Ale nie chce on tylko napisać na nowo historii kraju. Ma także ambicję skierować Stany na nowe tory w przyszłości.
Podważanie demokracji w USA
Brzmi to nieprawdopodobnie, ale w stolicy USA coraz częściej pojawia się pytanie, czy kraj pozostanie demokracją, a przynajmniej czy demokracja ta zachowa obecny kształt. Nadchodzący rok bardzo pomoże odpowiedzieć na to pytanie. Dowiemy się w szczególności, czy Sąd Najwyższy zatwierdzi przejmowanie przez prezydenta kompetencji, które zgodnie z konstytucją należą do Kongresu. Na pierwszy plan wysuwa się polityka handlowa i wprowadzenie przez Biały Dom zaporowych ceł na import towarów niemal ze wszystkich krajów świata. Ale też choćby polityka imigracyjna, gdzie Trump samodzielnie podjął decyzję o ściganiu na ulicach amerykańskich miast i deportowaniu nielegalnych migrantów. Teraz to od decyzji sędziów, z których większość podziela konserwatywne poglądy prezydenta, zależy, czy Stany zachowają trójpodział władzy, czy też to amerykański przywódca będzie w coraz większym stopniu dominował nad systemem politycznym kraju.
Zagrożone są jednak nie tylko kompetencje władzy ustawodawczej, ale i sądowniczej. Jest bowiem całkiem realne, że i tu Trump zdecyduje się na przekroczenie czerwonej linii i niewykonanie wyroków sędziów. Na razie ściga swoich oponentów jak byłego szefa FBI Jamesa Comeya. I w tym przypadku okaże się, na ile sądy ulegną presji prezydenta i skażą jego wrogów, a na ile zachowają niezależność.
Ale nie tylko na polu prawnym rozstrzygnie się przyszłość Ameryki. W połowie grudnia agregator sondaży tygodnika „The Economist” wskazywał, że 57 proc. Amerykanów miało złą opinię o prezydencie, a tylko 41 proc. pozytywnie odnosiło się to jego dorobku. To niepomiernie gorszy wynik niż ten, który notował na tym etapie prezydentury Joe Biden. W momencie objęcia władzy Donald Trump zapowiadał swoim rodakom „złoty wiek”. Rok później okazuje się, że zarówno inflacja (3 proc.), jak i wzrost gospodarczy (2 proc.) są gorsze niż w Polsce. Sygnałem ostrzegawczym dla ruchu MAGA był wybór tej jesieni na nowego burmistrza Nowego Jorku Zohrana Mamdaniego. 34-letni, niedawno nikomu nieznany „demokratyczny socjalista” zapowiada radykalne kroki w mieście Donalda Trumpa, jak darmowy transport publiczny czy zamrożenie czynszów. Decydujący test dla przyszłości trumpizmu rozegra się jednak w listopadzie przyszłego roku. Wtedy demokraci mogą odzyskać większość zarówno w Izbie Reprezentantów, jak i w Senacie. A prezydent, chyba że ostatecznie zlekceważy reguły demokracji, będzie miał związane ręce.