Czy apokaliptyczne nastroje panujące w serwisach społecznościowych i mediach przenikną do gospodarki? Ukraina nadal przecież spływa krwią, stawiając opór pełnoskalowej napaści Rosji. Nie widać końca dyplomatycznej szarpaniny, która ma zapewnić, że pokój negocjowany przez prezydenta Trumpa nie okaże się korzystniejszy dla agresora niż dla ofiary. I nie będzie tylko antraktem przed kolejną fazą rosyjskiej napaści.
Czy mimo zamieszania w geopolityce przyszły rok okaże się zaskakująco dobry w gospodarce, tak jak niezły jest rok bieżący? Główna ekonomistka ING Group Marieke Blom zwraca uwagę, że w 2024 r. Europa daje sobie radę lepiej, niż się obawiano jeszcze wiosną. Niedomagający dotąd przemysł znalazł się w punkcie zwrotnym. Ceny energii na świecie – po szoku na początku napaści Rosji na Ukrainę – trzymane są na uwięzi dzięki dużym mocom produkcyjnym LNG.
Wprawdzie wokół słychać głosy że giełdowa hossa nakręcana przez AI pęknie, rozsyłając po światowych rynkach finansowych niszczycielski wstrząs tektoniczny, ale specjaliści z tej grupy bankowej zwracają uwagę, że amerykański PKB napędzają inwestycje w centra danych obsługujące AI, bo centra już istniejące są obciążone w przynajmniej 80 proc. i wciąż potrzebna jest rozbudowa mocy obliczeniowych. „Administracja amerykańska chce wygrać to starcie geopolityczne” o to, kto uzyska globalne prowadzenie i najbardziej skorzysta na rewolucji technologicznej „większej niż powstanie internetu”.
Na tle zamieszania wokół pokoju w Ukrainie chwilowo cichnie zamęt wokół taryf celnych Donalda Trumpa, nie tylko dlatego, że – jak zwraca uwagę Marieke Blom – eksport do USA to tylko 2 proc. europejskiej produkcji przemysłowej i cła Trumpa mogą co najwyżej zmniejszyć PKB Starego Kontynentu o 0,33 pkt proc. w krótkiej i 0,86 pkt proc. w długiej perspektywie, więc raczej nie wtrącą Europy w recesję.
Jednak niepewność wywołana przez politykę celną Waszyngtonu nie słabnie i – jak zwracał uwagę w „Rzeczpospolitej” Krzysztof Dresler z zarządu PKO BP – sprawia, że rynki Europy wydają się dla inwestorów spokojną przystanią. Na odpływie aktywów z Ameryki i osłabieniu dolara korzysta nie tylko euro, ale też złoty. I pośrednio polscy konsumenci, bo tani dolar plus tania ropa to tanie paliwa i mniejsza presja inflacyjna.