Korespondencja z Grodna
Do protestu po białoruskiej stronie przejścia granicznego Bruzgi – Kuźnica Białostocka doszło w niedzielę wieczorem. Około 300 kierowców i pasażerów kilkudziesięciu aut zawróconych przez białoruskich celników zablokowało drogę. Protestujących rozpędził, używając gazów łzawiących, ściągnięty z pobliskiego Grodna oddział milicji.
Zakazy na granicy
Protest to efekt wprowadzenia ograniczeń w przekraczaniu granicy z Polską i Litwą. Od soboty Białorusini mogą wyjechać samochodem z kraju tylko raz na pięć dni, nie wolno im wywozić wielu artykułów przemysłowych, a żywnościowe objęto limitami. To sposób Mińska na walkę z kryzysem, który doprowadził do opróżnienia sklepów z większości tańszych niż za granicą towarów. Zakaz najbardziej uderza w tzw. mrówki. – Niektórzy ludzie z przemytu papierosów i innych towarów żyją latami – mówi „Rz" Walery, uczestnik protestu. – W niedzielę doszło do spontanicznego protestu, ale ludzie nie mają nic do stracenia, wiec zorganizują się lepiej i nie rozpędzi ich nawet gaz łzawiący – prognozuje Walery. Z jego opinią, iż ograniczenia na granicy nie zwalczą kryzysu, zgadzają się niezależni eksperci. Białoruski ekonomista Leanid Złotnikau podkreśla w rozmowie z „Rz", iż przyczyną załamania się białoruskiego modelu gospodarczego jest to, iż od wielu lat kraj konsumował i importował więcej, niż produkował i eksportował. – Było to możliwe dzięki kredytom zagranicznym oraz subsydiom rosyjskim – podkreśla Złotnikau.
MFW milczy o kredycie
Tymczasem w Mińsku zakończyła pracę kolejna misja MFW. Jej szef Chris Jarvis spotkał się
z szefem rządu Michaiłem Miasnikowiczem. – Mieliśmy wiele spotkań z członkami rządu, banku centralnego i banków komercyjnych oraz z niezależnymi ekonomistami. Dały nam one przegląd aktualnej sytuacji na Białorusi. Na tej podstawie zaproponowaliśmy szereg rozwiązań gospodarczych, przydatnych w obecnych warunkach – cytuje szefa misji MFW rządowa agencja Belta.