Ma to być pomysł na rozwiązanie kłopotów polskiego sektora lotniczego. Według naszych informacji w skład holdingu, oprócz dwóch przewoźników: LOT (93 proc., pozostałe akcje należą do pracowników spółki) i Eurolotu, spółek usługowych: LOT AMS, LS Airport Services oraz operatora lotniska Chopina wydzielonego z Państwowych Portów Lotniczych, ma także wejść infrastruktura lotniskowa, czyli pasy startowe, drogi kołowania itp. Wartość tak zbudowanego holdingu jest dziś szacowana na ok. 2,5 mld euro.
– Analizujemy różne warianty, które pozwoliłyby uzyskać jak najwięcej synergii miedzy spółkami lotniczymi. Wariant PHL jest jednym z nich i wymaga przede wszystkim komercjalizacji – mówi „Rz" wiceminister skarbu Rafał Baniak.
W odróżnieniu od pozostałych składników holdingu część infrastrukturalna (ok. 500 mln euro) nie byłaby na sprzedaż, tak jak jest to w wielu krajach UE. Reszta firm, które miałyby wejść do nowej struktury, w tym LOT, jest przeznaczona do prywatyzacji.
Nie jest również wykluczone, że mniejszościowy pakiet akcji PHL trafiłby do inwestorów giełdowych w ramach Akcjonariatu Obywatelskiego.
– Stworzenie holdingu sprawdziło się w przypadku Czech – mówi analityk rynku lotniczego Krzysztof Moczulski. Jego zdaniem sam holding to powrót do czasów, kiedy zarówno Eurolot oraz LS, jak i LOT AMS były częścią spółki i z pewnością jest to atrakcyjny pakiet dla potencjalnego inwestora. – Zwłaszcza że LOT AMS jest przygotowany do obsługi dreamlinera, więc nabywca byłby w stanie kupić nie tylko linię, ale i m.in. spółkę obsługującą większość typów samolotów.