Były czasy, kiedy Patrick Chou opływał w gotówkę, klienci przychodzili do jego salonu Audi z workami pieniędzy. Stawiali je na biurku i całymi rodzinami pozowali do zdjęć, uśmiechając się z dumą przy błyszczących limuzynach. Po ich odjeździe z salonu, jednym z pierwszych tej marki w Chinach otwartym w 2002 r. pan Chou liczył mozolnie miliony juanów w małych nominałach.
- To była ciężka praca — wspomina ze śmiechem. — Nikt nie miał wtedy kart kredytowych, nie było systemu ratalnego, więc trzeba było płacić gotówką.
Interesy pana Chou kwitną, ale nie ma już do czynienia z workami gotówki. Po raz pierwszy spodziewa się jednak spadku sprzedaży w tym roku w niektórych salonach na skutek wolniejszego tempa wzrostu gospodarki, większej konkurencji wpływającej na marżę zysku i z powodu działań władz, które ograniczają rejestracje samochodów w ramach walki ze skażeniem powietrza. To skłoniło go do rozwijania następnego segmentu rynku z przyszłością: handlu pojazdami używanymi i leasingu.
W ostatnich 5 latach na drogi i ulice Chin wyjechało 60 mln nowych samochodów, niektóre wracają teraz na rynek jako używane. Pan Chou należy do tych, którzy zachęcają do odsprzedawania tych pojazdów w salonach, a nie na giełdach czy prywatnie. Jest jednym z 290 dealerów, którym Ingolstadt pozwoliło na naprawy i sprzedaż używanych aut.
- Rozwijamy handel używanymi samochodami — stwierdził prezes Audi, Rupert Stadler na marginesie salonu w Pekinie w kwietniu. — Samochody, które zwykle trafiały do członków rodzimy, teraz wracają do salonów.