Jak wyliczyli urzędnicy z Brukseli, transport drogowy odpowiada za 23 proc. ogólnej emisji CO2 w Unii Europejskiej. Jedna czwarta tych zanieczyszczeń powstaje w wyniku użytkowania autobusów i ciężarówek o masie powyżej 3,5 t. W Europie nie istnieją przepisy służące redukcji emisji przez te pojazdy, nie ma nawet znormalizowanych metod pomiaru.
Do pomiaru emisji ma służyć rozwijany od 2009 r. model symulacyjny VECTO. Uzyskane dane pozwolą nabywcom na porównywanie pojazdów oraz zastosowanych w nich technologii wpływających na emisję i zużycie paliwa. Czy to wystarczy, by zmniejszyć poziom zanieczyszczeń, Komisja Europejska ma wątpliwości. Dlatego rozważa wprowadzenie limitów emisji CO2 lub włączenie transportu ciężarowego do europejskiego systemu handlu limitami emisji (EU ETS).
Komisja nie ukrywa, że preferuje pierwsze z tych rozwiązań, bo byłoby ono spójne z metodami zastosowanymi dla aut osobowych. Wpłynęłoby co prawda na wzrost cen ciężarówek, ale zostałby on zrekompensowany niższymi kosztami zużycia paliwa. Rozszerzenie systemu EU ETS na transport ciężarowy miałoby – zdaniem Komisji – tę wadę, że w jego efekcie ciężarówki mogłyby nie przestać truć, ponieważ charakter systemu sprawiłby, że ograniczenia emisji zostałyby osiągnięte gdzie indziej.
Argumenty Komisji nie przekonują ekspertów z niemieckiego ośrodka Centrum für Europäische Politik. Ich zdaniem objęcie transportu ciężarowego systemem EU ETS jest jedynym słusznym rozwiązaniem, a podnoszony przez Komisję argument przeciw niemu jest argumentem za. To, że redukcja emisji osiągana jest tam, gdzie jest to najtańsze, jest zaletą.
Dla środowiska nie ma znaczenia miejsce redukcji, ale fakt, że została osiągnięta. Jeśli okaże się, że taniej jest zmniejszyć poziom zanieczyszczeń w innej branży niż transport ciężarowy, nie powinno to nikogo martwić.