Nic nie będzie takie samo w świecie finansów – to powszechne dziś przekonanie nie tylko na Wall Street. Nic nie może być takie samo po przyjęciu planu Paulsona. Zbyt wiele reguł zostało złamanych. Zbyt wielka będzie skala ingerencji państwa w gospodarkę. Tradycyjnie wyznaczone granice pomiędzy tym co prywatne a tym co publiczne będą musiały być zdefiniowane na nowo.
Trzęsienie ziemi dotyczy jednak nie tylko rynków finansowych. Śledząc dyskusję, jaka się toczy w USA, można odnieść wrażenie, że dotyka ono w równym stopniu amerykańskiego systemu prawnego, i to u samych jego podstaw. Nawet jeżeli tytuły pewnych komentarzy, obwieszczających śmierć amerykańskiej konstytucji, czasem tylko łagodzone znakiem zapytania, uznać trzeba za przesadzone lub co najmniej przedwczesne, to nie zmienia to faktu, że temperatura dyskusji, która toczyła się w Kongresie i poza nim wokół planu Paulsona, jest w pełni uzasadniona.
Zasadnicze pytanie brzmi bowiem: czy plan Paulsona jest zgodny z konstytucją? Nadspodziewanie wiele autorytetów odpowiada na to pytanie „nie”. Główna wątpliwość dotyczy zakresu niekontrolowanej lub słabo kontrolowanej władzy, jaką uzyskać ma sekretarz skarbu w zakresie dysponowania ogromną kwotą 700 mld dol. przeznaczona na ratowanie amerykańskiego systemu finansowego. To on ma decydować, jakie działania należy podjąć, jakie aktywa będą nabywane z powierzonych mu funduszy. W amerykańskiej doktrynie prawnej ugruntowany jest tymczasem pogląd, że przekazanie części imperium państwowego musi się wiązać z wyznaczeniem ścisłych granic, w których może ono być wykorzystywane, i stworzeniem mechanizmów odpowiedniego nadzoru. Publicyści sprowadzają zaś filozofię planu Paulsona do prostej zasady „masz tu worek pieniędzy i zrób coś z tym kryzysem”.
[srodtytul]Wszystkie środki dozwolone?[/srodtytul]
No właśnie: z kryzysem. Czy w sytuacji, w której jesteśmy o krok od przełożenia się i załamania amerykańskiego systemu finansowego na załamanie całej gospodarki, warto się zastanawiać nad zasadami. W tym względzie wytoczona została najcięższa artyleria. Uzasadnienie stosowania nadzwyczajnych regulacji prawnych w obliczu nadzwyczajnych okoliczności nasuwa bowiem wielu komentatorom skojarzenia z doktryną prawniczą Carla Schmitta, osławionego filozofa prawa, którego doktryna stanowiła intelektualne zaplecze systemu prawnego III Rzeszy. Rzecz jasna mówimy o ustanowieniu „dyktatury” jedynie ekonomicznej i tylko na okres przejściowy, ale jednak problem pozostaje. Niektórzy zauważają dodatkowo sarkastycznie, że według Schmitta o wystąpieniu szczególnych okoliczności uzasadniających zastosowanie nadzwyczajnych środków decydować miał suweren, a w przypadku obecnego kryzysu w roli suwerena występują Ben Bernanke i Henry Paulson.