Z zebranych przez "Rz" danych wynika, że w ubiegłym roku średnia roczna płaca prezesa giełdowego banku wyniosła 1,67 mln zł i była o ponad 300 tys. zł mniejsza niż w roku 2009. To przede wszystkim efekt braku premii za fatalny dla sektora rok 2009. Statystyczny członek zarządu giełdowego banku zarobił niespełna 1,3 mln zł.
Najlepiej opłacanym urzędującym obecnie bankowcem był szef Banku Handlowego Sławomir Sikora. Z kasy banku zainkasował blisko 4 mln zł. Prawie 2,3 mln zł zarobiła szefowa ING Małgorzata Kołakowska. Na trzecim miejscu znalazł się następca Józefa Wancera w BPH Richard Gaskin, którego wynagrodzenie sięgnęło 2 mln zł.
W wielu wypadkach pensje prezesów były niższe od niektórych członków zarządów. Przykładem może być wynagrodzenie Luigiego Lovaglio, pierwszego wiceprezesa Pekao. W ubiegłym roku jego płaca przekroczyła 3,6 mln zł i była ponaddwukrotnie wyższa niż wynagrodzenie prezesa Alicji Kornasiewicz.
Z kolei Jorge Joao Bras, członek zarządu Millennium, zainkasował 2,15 mln zł, podczas gdy prezes Kott nieco ponad 1,7 mln zł. W przypadku prezesa Kotta warto jednak wspomnieć, że oprócz wynagrodzenia zasadniczego dodatkowe świadczenie w formie akcji opiewało na kwotę przeszło 3,6 mln zł. Również w Kredyt Banku Umberto Arts zarobił nieco więcej (2,1 mln zł) niż prezes Maciej Bardan (1,9 mln zł). Najniższe wynagrodzenie spośród wszystkich prezesów giełdowych banków otrzymał Zbigniew Jagiełło, szef PKO BP, największego w Polsce banku (kontrolowanego przez Skarb Państwa). Mimo że po obniżeniu udziału Skarbu Państwa w akcjonariacie do poziomu poniżej 50 proc. uwolnił się od rygorów ustawy kominowej, jego roczne wynagrodzenie wyniosło tylko 1,07 mln zł.
Na tle zachodnich bankowców wynagrodzenia szefów rodzimych banków wyglądają bardzo skromnie. Dla przykładu szef największego europejskiego banku HSBC Stuart Gulliver zainkasował w ubiegłym roku 3,9 mln funtów – prawie pięć razy więcej niż w roku 2009. Z tej kwoty 2,8 mln funtów stanowiła premia.