Wzloty i upadki
Inwestorzy giełdowi zdają się doceniać takie wyniki, bo rynkowa wycena banku na przestrzeni ostatnich ośmiu lat wzrosła, patrząc na pewne punkty przełomowe. W październiku 2015 r., w dzień po wyborach parlamentarnych, PKO BP był wart ok. 29,5 mld zł, w październiku 2019 r. – 36,7 mld zł, a w październiku 2023 r. 43 mld zł. Oczywiście w międzyczasie bank notował też większe wzloty i upadki, podobnie jak cały sektor, gdy rząd PiS wprowadził podatek bankowy czy wakacje kredytowe, podczas pandemii czy na skutek wielkiego problemu kredytów frankowych.
– Ale rosnąca wycena nie oznacza, że wszystko jest doskonale. Przez osiem lat rządów PO–PSL PKO BP dzielił się zyskiem z akcjonariuszami siedem razy, przez osiem lat rządu PiS – tylko trzy – wytyka jeden z analityków. – Można też mówić o karuzeli kadrowej i nominacjach politycznych – zaznacza.
Obecny prezes PKO BP Dariusz Szwed (wcześniej wiceprezes BGK) piastuje swoje stanowisko zaledwie od kwietnia br. Poprzedni prezes Paweł Gruza (m.in. był wiceprezesem KGHM) utrzymał się w stanowisku przez osiem miesięcy, Iwona Duda – też przez osiem miesięcy, a Emeryk Rościszewski ledwie cztery. W ostatnich ośmiu latach najdłużej urzędującym szefem PKO BP był Zbigniew Jagiełło (do czerwca 2016 r.), który pełnił tę funkcję również przez osiem lat rządów PO–PSL.
Polityczna presja
Analitycy oceniają, że o ile błędów w zarządzaniu największym bankiem w Polsce w ostatnich latach nie widać gołym okiem, o tyle nie ustrzegł się on politycznej presji ze strony dominującego właściciela. To nie tylko upolitycznienie wyboru członków zarządu, odzwierciedlające walki frakcyjne w rządzie PiS, ale też np. zatrudnianie osób bez żadnych kompetencji na wyraźne polecenie „z góry”. Przykładem upolitycznienia mogą być doniesienia „Pulsu Biznesu” o niedawnej próbie odwołania prezesa Szweda „za niedostateczne zaangażowanie banku w kampanię referendalną”.
Można też podejrzewać, że PKO BP jako pierwszy ugiął się pod polityczną presją oferowania klientom wysokich cen za depozyty – nie wynikało to z warunków rynków, ale takie były oczekiwania np. premiera Mateusza Morawieckiego.