Opłaty żądane przez banki od wysokich sald depozytów firm pojawiły się rok temu w grudniu, a wiosną, po cięciu stóp procentowych do blisko zera, stały się niemal powszechne. Teraz zjawisko to staje się jeszcze bardziej dotkliwe. Na problem ten zwraca uwagę LPP. Przemysław Lutkiewicz, wiceprezes i dyrektor finansowy odzieżowej grupy, zaznacza, że we wrześniu banki nie chciały ujemnego oprocentowania, ale im bliżej końca roku, tym więcej widzi takich zapowiedzi.
– Banki, wprowadzając opłaty lub ujemne oprocentowanie od depozytów, szukają sposobów na zrekompensowanie niższych stóp procentowych. Podobne działania podejmują od lat banki zachodnioeuropejskie. Poza tym polskie banki na koniec roku dodatkowo zmotywowane są do wypychania depozytów firm ze względu na sposób obliczania składek na Bankowy Fundusz Gwarancyjny – mówi Marta Czajkowska-Bałdyga, analityczka Haitong Banku.
Składki na BFG, w uproszczeniu, zależą od udziału banku w rynku depozytów niegwarantowanych, czyli głównie pieniędzy firm. Liczy się stan na koniec roku, więc banki szczególnie w grudniu nie są zainteresowane dużymi depozytami firm.
– Oprocentowanie depozytów powinno uwzględniać w części podatek bankowy, skoro stopy są niskie, a dodatkowo podatek zabiera ponad 0,5 proc. netto, to bank, przyjmując gotówkę, której nie ma gdzie ulokować, ma prawo pobierać od tego opłatę. Może kupić obligacje, ale nie wiadomo, jak długo będą dawały dodatnią rentowność – dodaje Marcin Materna, dyrektor działu analiz Millennium DM.