Jeszcze w czerwcu ubiegłego roku, tuż przed rozpoczęciem spadków na giełdzie, pracownicy banków mocno zachwalali swoim klientom najbardziej ryzykowne fundusze akcyjne. Pokazywali wówczas niesamowicie wysokie zyski, ale nie mówili o łączącym się z giełdą ryzyku.
W konsekwencji sytuacji na giełdzie klienci zaczęli odczuwać skutki błędnych decyzji. Nawet do redakcji „Rzeczpospolitej" przyszło wiele mejli. Jedna z czytelniczek napisała: „W zeszłym roku w czerwcu kupiłam jednostki funduszu małych i średnich spółek. Po moim zakupie od razu wartość tych jednostek poszła w dół. Do chwili obecnej straciłam około 35 proc. Nie chcę stracić całego kapitału – oszczędności całego życia". Czytelniczka wspomina, jak doszło do kupienia przez nią jednostek funduszu. „W banku namawiali mnie na szybką inwestycję, ponieważ cena cały czas rośnie i nie zapowiada się na szybki spadek". To był czerwiec. W lipcu zaczęła się korekta, która trwa do dziś.
– Decyzja klientów jest podejmowana niezależnie od rekomendacji dystrybutorów. Klienci zafascynowani historycznymi stopami zwrotu stopniowo wybierali coraz więcej funduszy ryzykownych. Trudno mówić o rekomendacjach, gdy w grę wchodzą emocje. W chwili obecnej inwestorzy są bardziej wrażliwi na ryzyko, a dystrybutorzy nadal starają się proponować fundusze, uwzględniając profil ryzyka danego klienta – broni banków Beata Artemska, członek zarządu AIG TFI.
Pracownicy banków rozmawiają teraz z klientami zupełnie inaczej niż jeszcze kilka miesięcy temu. W kilku oddziałach banków, gdy prosiliśmy o poradę jako początkujący inwestorzy, którzy dostali nieoczekiwany spadek, najpierw dowiedzieliśmy się, jakie są rodzaje funduszy i jakie łączy się z nimi różne ryzyko. Skoro nie mamy w tej dziedzinie doświadczenia, to powinniśmy spróbować funduszy stabilnego wzrostu. W żadnym z banków, oprócz Pekao SA, nie usłyszeliśmy, w jaki fundusz konkretnie mamy zainwestować. Większość bankowców zostawiała nam tę decyzję. Co ciekawe, w połowie odwiedzonych przez nas banków zachęcano nas do zrezygnowania z inwestycji w fundusze i założenia lokaty.
Każdy klient podejmuje decyzję dotyczącą kupna produktów finansowych na własną odpowiedzialność. Zdaniem prof. Leszka Pawłowicza, dyrektora Gdańskiej Akademii Bankowej, sposób informowania o potencjalnych zyskach i ryzyku związanym z danym produktem finansowym powinien być uregulowany. Dotyczy to zarówno funduszy, jak i lokat oraz kredytów hipotecznych. – Sprzedawcy powinni mieć kwalifikacje dotyczące tego, jakie ryzyko towarzyszy sprzedawanym produktom – mówi Pawłowicz. I dodaje: – Nie może być tak, że osoby pracujące w biurach maklerskich muszą mieć kwalifikacje, a pracownicy np. pośredników finansowych już nie.