Obserwujemy kolejną odsłonę sporu na linii rząd – NBP, gdzie rząd jest „reprezentowany” przez członków Rady Polityki Pieniężnej wybranych przez większość rządową w Sejmie i Senacie, a NBP przez zarząd banku centralnego. Aby zrozumieć, kto ma rację, trzeba sięgnąć do historii sporów o bank centralny w Polsce, do historii sporów na linii zarząd NBP – RPP, do argumentów prawnych, ekonomicznych, finansowo-księgowych, patologicznego sposobu realizowania wielu funkcji przez elity polityczne i do argumentów psychologicznych.
Obecny konflikt między rządem a NBP nie jest niczym nowym, tradycja konfliktu sięga połowy lat 90., gdy wicepremier Grzegorz Kołodko toczył spory z prezes Hanną Gronkiewicz-Waltz o politykę stóp procentowych. NBP zignorował te ataki i prowadził swoją, niezależną politykę pieniężną. Potem każdy rząd bezpośrednio lub poprzez parlament podejmował próby ataku na NBP. Na przykład chciano zmusić RPP do uległości poprzez rozszerzenie jej składu o sprzyjających rządowi członków, którzy szybko obniżyliby stopy procentowe. Gdyby te plany się powiodły, to RPP liczyłaby dzisiaj 16 albo nawet więcej członków. Ataki na NBP były werbalne, próbowano zmieniać cel działalności NBP, obniżyć wynagrodzenia władz banku, a także próbowano przejęcia części tzw. rezerwy rewaluacyjnej (wcześniejszej wersji rezerwy na ryzyko kursowe) i części rezerw walutowych. Do tej pory żaden atak polityczny na bank centralny nie zakończył się sukcesem, może poza decyzją o przesunięciu nadzoru bankowego do KNF, ale przynajmniej w tym przypadku można było mówić o merytorycznych racjach za i przeciw, podczas gdy pozostałe próby były zwykłym atakiem politycznych „barbarzyńców” na bank centralny.
[srodtytul]Spory o samochody i płace[/srodtytul]
Również konflikty na linii RPP – zarząd NBP mają swoją długą tradycję. Ich źródło bierze się z wadliwej konstrukcji prawnej, ponieważ w RPP zasiada dziewięć osób spoza banku i wszyscy są wymieniani naraz. Gdyby w NBP było tak jak w innych bankach centralnych (Bank Anglii, Bank Węgier), gdzie część głosujących członków Rady to po prostu wiceprezesi zarządu banku, takich konfliktów by nie było. Również polityczna geneza powstania RPP jest źródłem konfliktów. Koalicja SLD – PSL przy okazji pisania konstytucji w 1996 roku chciała osłabić pozycję prezesa NBP (czyli przejąć kontrolę nad polityką stóp procentowych), więc wymyśliła Radę składającą się z dziewięciu osób, które w ówczesnym układzie byłyby mianowane przez polityków o rodowodzie komunistycznym. Ale SLD się przeliczyło, bo powstał AWS i wygrał wybory. Ale chora konstrukcja prawna pozostała i Rada pierwszej kadencji toczyła nieustające spory z zarządem NBP i z prezesem NBP o takie sprawy, jak samochody służbowe, wynagrodzenia (był nawet w tej sprawie proces przed sądem pracy) i polityka kursowa. Warto wspomnieć, że za upłynnieniem kursu w 2000 roku padło dziewięć głosów. Tylko prezes NBP była przeciw. Za czasów Rady drugiej kadencji był silny konflikt na linii prezes NBP – RPP, który dotyczył polityki stóp procentowych oraz decyzji personalnych. To w tym okresie ówczesny szef banku Leszek Balcerowicz przegrał 15 głosowań o zmianę nastawienia w polityce pieniężnej i zmianę stóp procentowych.
[wyimek]Osoby obserwujące uważnie prace NBP mają wrażenie, że oglądają film „Dzień świstaka”, gdyż co jakiś czas powracają te same konflikty [/wyimek]