Projekt unii bankowej spotkał się z chłodnym przyjęciem krajów naszego regionu. Przyczyną jest smutny paradoks polegający na tym, że w proponowanej obecnie formie unia bankowa może zwiększyć stabilność europejskiego systemu bankowego w części kosztem zmniejszenia stabilności systemów bankowych w naszym regionie.
Źródłem tej sytuacji jest przyjęcie milczącego założenia, że przyszła unia bankowa będzie dbać o system bankowy w takim kształcie, w jakim stał się przyczyną globalnego kryzysu finansowego. Europie potrzebna jest unia bankowa, ale potrzebna jest w takiej formie, która najlepiej służyłaby stopniowemu tworzeniu harmonijnej całości złożonej z krajów strefy euro i pozostałych państw Unii Europejskiej. W jej obecnie proponowanej postaci unia bankowa tego warunku nie spełnia.
Wielkie banki: niekochane, ale hołubione
Przypomnijmy, że z wyjątkiem Grecji główną przyczyną obecnych problemów wielu gospodarek europejskich było załamanie boomów kredytowych, które przyniosło długotrwałą recesję, a w strefie euro także groźne sprzężenie pomiędzy kryzysem zadłużeniowym i fiskalnym.
Do dzisiaj wszyscy dyskutują, dlaczego prawie nikt nie zareagował dostatecznie wcześnie i zdecydowanie. Niektóre banki centralne, jak stało się to w Nowej Zelandii i Australii, obroniły swoje gospodarki przed skutkami gwałtownego załamania boomu kredytowego, podnosząc odpowiednio wcześnie stopy procentowe. Nadzory bankowe takich sukcesów nie miały. Jedną z przyczyn było to, że nadzorcy, koncentrując uwagę głównie na wypłacalności poszczególnych banków, zakładali, że im większa jest rentowność banków, tym są bezpieczniejsze.
Dlaczego jednak nadzorcy nie brali dostatecznie pod uwagę, że wysokie stopy zwrotu banków osiągane były kosztem podejmowania nadmiernego ryzyka? Wynikało to z tego, że – jak pisze Richard Bookstaber – dopuszczono wcześniej do powstania banków zbyt dużych i o zbyt złożonej strukturze, by były w stanie prawidłowo oszacować wielkość podejmowanego ryzyka. Nie dość tego, właśnie wielkim bankom pozwolono, by stosowały własne modele szacowania ryzyka. Jak łatwo się domyślić, stosując je, wykazywały nieodmiennie, że powinny zmniejszyć swe kapitały, co pozwalało im stosować większą dźwignię (a tym samym podejmować większe ryzyko) i osiągać dzięki temu większe zyski. Lord Turner, były szef brytyjskiego nadzoru finansowego, przyznaje, że pozwolenie wielkim bankom na szacowanie ryzyka przy użyciu własnych modeli przyniosło opłakane skutki.