Marcin Wiśniewski: Narodowe fabryki leków to na razie mrzonka

Leki za 5 zł są nierealne bez dwukrotnego zwiększenia budżetu NFZ na leki, a narodowe fabryki leków to na razie mrzonka. Skupmy się na wzmocnieniu nadzoru farmaceutycznego i jak najszybciej wprowadźmy RTR - mówi Marcin Wiśniewski, farmaceuta, przewodniczący Związku Aptekarzy Pracodawców Polskich Aptek (ZAPPA).

Aktualizacja: 27.09.2019 19:30 Publikacja: 27.09.2019 16:26

Marcin Wiśniewski: Narodowe fabryki leków to na razie mrzonka

Foto: Adobe Stock

Kryzys lekowy sprawił, że partie zaczęły uwzględniać w swoich programach wyborczych także elementy polityki lekowej. Najbogatszy wydaje się ten przedstawiony przez Lewicę. Zakłada, m.in., wprowadzenie leków za 5 zł. To dobry pomysł?

Marcin Wiśniewski, farmaceuta, przewodniczący Związku Aptekarzy Pracodawców Polskich Aptek (ZAPPA).: Wszystkie leki po 5 zł, czyli opłata dyspensyjna, to świetne i nowoczesne narzędzie, spotykane coraz częściej w krajach UE. Polega na tym, że pacjent płaci nie za lek, tylko za usługę wydania wraz z przekazaniem podstawowych informacji o leku, a opłata jest stała i niezależna od faktycznej ceny leku. Taka forma zapłaty jest sprawiedliwa społecznie, bo niezależnie od schorzenia pacjent płaci stałą stawkę, jest lepsze dla aptekarza, bo obecne jego wynagrodzenie jest zmienne, i zależy od ceny leku. Opłata dyspensyjna jest też lepsza dla systemu, bo będąc niezależną od ceny leku, ogranicza ryzyko, że podmiot, kierując się zyskiem będzie preferował leki o wyższej marży, co ma miejsce dziś, np. w komercyjnych sieciówkach. Propozycja świetna, choć zmiana systemu płacenia nie spowoduje, że spadnie współpłacenie, a to wg. autorów, jest celem projektu.

Dlaczego?

Pomysł „5 zł za lek" dotyczy wszystkich leków na receptę. Policzyłem koszt. Jak podaje Pex Pharmasequence, w 2017 r. w Polsce sprzedano 720 mln opakowań leków na receptę. W nowym systemie pacjenci zapłaciliby za nie 3,6 mld zł. Budżet NFZ na refundację apteczną wynosi ok. 8 mld zł, a segment wart jest około 20 mld zł. Najprościej licząc, pomysł Lewicy, choć systemowo dobry, wymagałby podwojenia budżetu NFZ na refundację, czyli kosztowałby ok. 8,5 mld zł, przy wątpliwym założeniu, że sprzedaż nie wzrośnie przy spadku efektywnych cen dla pacjenta. Z automatu rodzi się pytanie o finansowanie. Jeśli Lewica ma pomysł – i to realny, a nie np. podatek od kościołów - warto go pokazać. Jeśli nie, dziwi propozycja 5 zł, a nie bardziej wyluzowane 1 zł, czy nawet zero.

Prawie wszystkie partie podkreślają konieczność wzmocnienia inspekcji farmaceutycznej. Zarówno PSL, jak i Lewica, chcą podnieść pensje inspektorów farmaceutycznych, a POKO wzmocnić ich współpracę ze służbami śledczymi, jak CBŚP, CBA czy ABW.

Wzmocnienie inspekcji to konieczność. Ale i przemodelowanie. Od kilkunastu lat powstają sieci aptek, choć prawo zabrania nadmiernej koncentracji. Później przechodzą w ręce korporacji zagranicznych i w efekcie tracimy swój strategiczny rynek. Jednym z zadań inspekcji jest egzekwowanie prawa i powstrzymanie koncentracji. Niestety od 2004 r. nie wypracowała ona skutecznie ani jednej decyzji cofającej zezwolenie za naruszenie tego przepisu. Kiedy prawo nie działa, nieuczciwi się rozwijają, a uczciwi się frustrują i odchodzą. Rynek popada w ruinę. Tyle że w tym wypadku chodzi o polski strategiczny dla bezpieczeństwa państwa i obywateli. W dodatku warty 35 mld zł. Dlatego kwestię inspekcji stawiam na szczycie piramidy problemów polskiego rynku leków. Wszystkie inne problemy są pochodną jej słabości.

Czytaj także:

Wybory parlamentarne 2019: pomysły partii politycznych na leki

Z kolei PiS zapowiada stworzenie Urzędu Nadzoru Farmaceutycznego. Potrzebny nam kolejny urząd?

Od mieszania herbata nie robi się słodsza, dlatego rozumiem, że na połączeniu GIF z URPL nie może się skończyć. Nadzór wymaga ogromnego doinwestowania. By zadziałał na rynku od lat przerastanym patologiami, grupami przestępczymi itd., musi być silniejszy od najsilniejszego podmiotu, mieć narzędzia, ludzi i środki. Trzeba go wzmocnić nie o 10 proc., tylko o 400 proc., z nadaniem uprawnień policyjnych włącznie. Nie ma miejsca na ruchy pozorne. Alternatywą dla drogiego i policyjnego nadzoru, choć nie wykluczającą wzmocnienia inspekcji, jest odcięcie dostępu do leków osobom niezwiązanym z zawodem farmaceuty. Czyli profesjonalizacja rynku aptecznego, wzorem Węgier, Estonii, czy Łotwy z ostatnich lat, a także większości krajów UE. Tam apteki są prowadzone wyłącznie przez profesjonalistów, są ich warsztatem pracy. Działają z pożytkiem dla systemu, pacjentów i budżetów państw, również pod względem organizacji inspekcji – małych, tanich i w pełni skutecznych. Tam rynki są wyrównane, nie ma ogromnych korporacji z ograniczoną odpowiedzialnością, bo odpowiedzialność na rynku leków jest podstawą jego poprawności. Dlatego aptekarze ponoszą pełną odpowiedzialność majątkową i zawodową za swoją pracę. Dystrybucja leków wyłączona jest z zasad komercyjnych, bo gdy jej celem staje się zysk, zdrowie pacjenta z automatu jest zagrożone. Apteki są prawdziwymi placówkami ochrony zdrowia i konkurują w obszarach prozdrowotnych, a nie komercyjnych. I działają stabilnie i prawidłowo.

Przedsiębiorcy i zwolennicy modelu liberalnego powiedzą, że chce Pan ograniczać wolność gospodarczą i daje Pan zbyt duże uprawnienia samorządowi zawodowemu.

Po latach doświadczeń jestem pewien, że póki nie sprofesjonalizujemy polskich aptek, będziemy się borykać z przejęciami, niepłaconymi podatkami, wyłudzeniami z NFZ, wywozem, brakiem leków versus dyktatem cenowym, wysokimi kosztami nadzoru oraz szeregiem innych następstw modelu liberalnego. A apteki nie osiągną nawet procenta jakości i efektywności przeciętnej apteki w Niemczech, czy Austrii.

Próbą odcięcia osób niezwiązanych z zawodem farmaceuty od dostępu do leków była ustawa Apteka dla aptekarza, przez dużą część kadencji krytykowana przez opozycję. Teraz POKO deklaruje, że chce ją tylko zmodyfikować – np. umożliwiając sieciom aptecznym otwieranie placówek na wsiach i w małych miastach, gdzie „młodym farmaceutom nie opłaca się otwierać aptek".

Tej ustawy nie wolno ruszyć. To akt zabezpieczający polski strategiczny rynek przed przejęciem, utratą kontroli państwa i wspierający też walkę z wywozem. Oczywiście pod warunkiem, że inspekcja działa i egzekwuje przepisy. Na razie nie egzekwuje. Nie można powiększać liczby aptek, bo obecnie w Polsce już jest ich zbyt wiele, co oznacza, że koszt utrzymania całego systemu dystrybucji jest zbyt wysoki. A na apteki trzeba patrzeć jako na system, skoro państwo systemowo do nich dopłaca. Ustawa AdA nie blokuje otwierania aptek w małych miejscowościach. Niestety nie opłaca się ich otwierać. A, że sieci by mogły? Sieci miały szansę otwierać apteki na wsi do 2017 r., ale żadna nie skorzystała. Poza tym - nie inwestujmy w sieci, bo one właśnie są głównym problemem rynku, systemu, budżetu i pacjentów. I nie wnoszą żadnej wartości dodanej.

Kiedy pytamy o dostęp do leków, większość partii skupia się na ich wywozie.

Wywóz jest jedynie jedną z kilku przyczyn braku dostępności do leków i tego, że apteka nie może ich kupić dla swoich pacjentów. Leków brakuje, bo producentom nie opłaca się ich sprzedawać do Polski, gdyż ich ceny zostały zmiażdżone ustawą refundacyjną z 2012 r. Apteki nie mogą leków kupić, bo hurtownia preferuje apteki własnej sieci i gdy są niedobory, woli zabezpieczyć własną sieć. Leków brakuje, bo całą dostawę wykupiła jedna sieciówka. Leków brakuje, bo skoro w Polsce są najtańsze, to bardziej się opłaca je sprzedać w Niemczech (to jest właśnie „wywóz"). Przyczyna może leżeć także w tym, że azjatycki i jedyny producent substancji musiał zamknąć czasowo fabrykę. Powodów jest wiele. Dlatego od partii politycznych oczekiwałbym najpierw solidnej identyfikacji problemu, w czym pomóc im mogą farmaceuci, a potem zaproponowania kompleksowych rozwiązań. Oczywiście wzmocnienie i przemodelowanie inspekcji jest kluczem, choć z drugiej strony, w krajach, w których apteki są prowadzone przez profesjonalistów, a rynki rozdrobnione, więc konkurujące uczciwie, braków nie ma (z nielicznymi wyjątkami). Tymczasem w bogatej ale mocno usieciowionej Norwegii notorycznie brakuje ok. dwustu leków ratujących życie, z powodu wywozu. To powinno dawać do myślenia.

Lewica chce zbudować w Polsce narodową fabrykę leków z pełną linią produkcyjną – od substancji czynnych do gotowych tabletek.

Fabryki w Polsce to marzenie. Twórzmy polski przemysł, uniezależnijmy się od Chin, czy Indii. A tymczasem chrońmy najpierw to, co jest, a co jest warunkiem powodzenia tej inwestycji – polski rynek hurt-detal. Jeśli wyprodukujemy swoje leki, ale oddamy w obce ręce rynek hurtowy i detaliczny, leków dalej nie będzie, bo zagraniczna sieć nie będzie sprzedawać polskich leków, gdy ma swoje, narodowe. I bonus podatkowy własnego rządu za ich promowanie. Dlatego należy jak najszybciej wprowadzić refundacyjny tryb rozwojowy (RTR). Należy też rozważyć uzależnienie wypłaty refundacji od zapłaconych podatków. Na przykład jako odliczenie kwoty refundacji od podatku CIT/PIT. Jak wiadomo, największe sieci aptek podatków w Polsce nie płacą, na czym państwo traci setki milionów złotych rocznie. A generują ok. 60 proc. obrotu, czyli ok. 20 mld zł. Dlaczego więc państwo z moich składek ZUS, opłaconych z zysku mojej apteki, dopłaca do optymalizacji zagranicznych korporacji, które ze mną konkurują? Dlaczego właściciel pojedynczej apteki na wsi płaci w jednym miesiącu większy podatek, niż połowa aptek w Polsce przez ostatnie 10 lat?

Kryzys lekowy sprawił, że partie zaczęły uwzględniać w swoich programach wyborczych także elementy polityki lekowej. Najbogatszy wydaje się ten przedstawiony przez Lewicę. Zakłada, m.in., wprowadzenie leków za 5 zł. To dobry pomysł?

Marcin Wiśniewski, farmaceuta, przewodniczący Związku Aptekarzy Pracodawców Polskich Aptek (ZAPPA).: Wszystkie leki po 5 zł, czyli opłata dyspensyjna, to świetne i nowoczesne narzędzie, spotykane coraz częściej w krajach UE. Polega na tym, że pacjent płaci nie za lek, tylko za usługę wydania wraz z przekazaniem podstawowych informacji o leku, a opłata jest stała i niezależna od faktycznej ceny leku. Taka forma zapłaty jest sprawiedliwa społecznie, bo niezależnie od schorzenia pacjent płaci stałą stawkę, jest lepsze dla aptekarza, bo obecne jego wynagrodzenie jest zmienne, i zależy od ceny leku. Opłata dyspensyjna jest też lepsza dla systemu, bo będąc niezależną od ceny leku, ogranicza ryzyko, że podmiot, kierując się zyskiem będzie preferował leki o wyższej marży, co ma miejsce dziś, np. w komercyjnych sieciówkach. Propozycja świetna, choć zmiana systemu płacenia nie spowoduje, że spadnie współpłacenie, a to wg. autorów, jest celem projektu.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów