W sobotę na antenie TVN24 aktywistka przyznała, że intencją kierowanego przez nią ruchu jest liberalizacja prawa aborcyjnego. Zakładał ją projekt komitetu Ratujmy Kobiety, który umożliwia przerwanie ciąży do 12. tygodnia. Pytanie tylko, czy tysiące kobiet biorących udział w piątkowych protestach miały świadomość, że takie są intencje organizatorów. Obserwując marsz, miałem bowiem wrażenie, że kobiety sprzeciwiają się zaostrzeniu tego prawa. A między utrzymaniem status quo a liberalizacją przepisów jest kosmiczna przepaść.

Czy w ten sposób emocje kobiet, które sprzeciwiają się naruszaniu obowiązującego kompromisu, nie są traktowane przez aktywistki w sposób instrumentalny?

To zresztą niejedyna półprawda, jaką próbowano się w tej sprawie posłużyć. Druga to sprawianie wrażenia, jakoby projekt ustawy ograniczającej aborcję był autorstwa PiS. Manifestacja pod siedzibą partii na ul. Nowogrodzkiej w Warszawie odniosła efekt. Jeżeli przeczyta się relacje niektórych zagranicznych mediów, można wywnioskować, że partia Jarosława Kaczyńskiego po raz kolejny podnosi rękę na wolności obywatelskie. Tymczasem PiS nie tylko nie ma nic wspólnego z tym projektem (został on złożony w procedurze obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej), ale od początku stara się unikać tematu aborcji. Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, że ten temat to miękkie polityczne podbrzusze jego partii, w które regularnie próbują uderzać opozycja i organizacje lewicowe. Gdyby rządząca partia naprawdę chciała zaostrzyć prawo aborcyjne, mogłaby to zrobić w ciągu kilku dni. A to, że PiS robi w tej kwestii uniki i nie jest uczciwy wobec swoich wyborców, to już zupełnie inny temat.

Półprawdą starano się również posługiwać w kontekście „terroru Kościoła", który dąży jakoby do stworzenia w Polsce „państwa wyznaniowego" i chce „urządzić kobietom piekło". A przecież w kwestii ochrony życia stanowisko Kościoła jest jednoznaczne i niezmienne. Kościół opiera swoje działanie na sferze duchowej, nie doraźnej polityce. Można oczywiście wyciągnąć, dość liczne zresztą, wypowiedzi i listy jednego lub drugiego biskupa w sprawie aborcji, podgrzewając tym samym emocje. Tylko po co?

Uproszczenia i półprawdy nigdy nie staną się trwałym fundamentem budowania czegokolwiek. A ich stosowanie w tak poważnych sprawach jak dyskusja o aborcji jest po prostu niegodne.